Dwa tygodnie temu opublikowaliśmy obszerny tekst o sytuacji w domu dziecka w Kłodzku. Po skardze napisanej przez jedną z pracownic, Zarząd Powiatu Kłodzkiego jednogłośnie zdecydował o zawiadomieniu prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Zlecił także wewnętrzną kontrolę. W internecie zawrzało. Byłe wychowanki kłodzkiego domu dziecka opublikowały list otwarty (jest na sąsiedniej stronie). Pięć z nich zdecydowało się też spotkać z dziennikarzem Gazety Kłodzkiej i opowiedzieć o swoich przeżyciach.
Jak zadra
- Kiedy przeczytałyśmy artykuł, wszystko co w nas tkwiło przez lata od razu ożyło. Łzy, bezsilna złość, upokorzenia, kary – stwierdziły jednym głosem byłe wychowanki, choć niektóre z nich opuściły kłodzki dom dziecka kilka, a nawet kilkanaście lat temu. Normalnie żyją, mają rodziny. - Ale takich rzeczy się nie zapomina. Dlatego w ciągu dosłownie jednego dnia skrzyknęłyśmy się poprzez Facebooka i napisałyśmy list otwarty. Na swoim profilu zamieściła go Sandra Pihut, która obecnie mieszka w Poznaniu – dodają.
Zero ciepła i...
Zamiast pożegnania krzyżyk na drogę, a do tego parę złotych.
- I radź sobie sama – mówi Laura. - Dwa miesiące, po tym jak mnie wypchnięto za próg domu dziecka, mieszkałam kątem u koleżanki. Poszłam do pracy, zarobiłam i wtedy wynajęła pokój. Zero pomocy, zero współczucia, zero zainteresowania – dodaje. Pozostałe cztery panie w podobny sposób opisują swoje rozstanie z kłodzką placówką. Jedna z ich mówi, że po wypchnięciu jej z domu dziecka musiał wrócić do patologicznego środowiska, z którego zabrano ją jako dziecko.
Dary pod kluczem
Wszystkie doskonale pamiętają, jak różni darczyńcy przywozili do kłodzkiego domu dziecka paczki z darami.
- Wręczano nam zabawki, plecaki, ubrania i przybory szkolne. Czasami robiono przy tym zdjęcia. Cieszyłyśmy się z nich, dopóki darczyńca był w ośrodku. Jak tylko wyszedł zabierano je i chowano do magazynu. I tyle je widziałyśmy – wspominają byłe wychowanki. - Kiedy się o te rzeczy upominałyśmy u wychowawców, odpowiadali, że klucz do magazynu ma pani dyrektor.
Na psychotropach
- Młodszy brat mojej koleżanki miał problemy w szkole, takie normalne, że coś tam zbroił. Od razu dostał leki psychotropowe, po których trafił do szpitala, bo był na nie uczulony – opowiada jedna z naszych rozmówczyń.
- Wychowywanie poprzez leki było w kłodzkim domu dziecka na porządku dziennym. Ja dostawałam je przez dwa, może trzy lata – dodaje druga rozmówczyni i wspomina, jak kiedyś zobaczyła dużą reklamówkę wypchaną po brzegi lekami, głównie Depakiną i Neurotopem, bo tyle psychotropów przynoszono z apteki w dużych torbach.
Dlaczego zaczęły mówić?
Przez wiele lat milczały, bo...
- Kto uwierzyłby wychowankom domu dziecka, gdybyśmy to tylko my opowiedziały o tym, co się tam działo. Teraz jest inaczej. Pracownica ośrodka napisała oficjalną skargę. Poszło zawiadomienie do prokuratury, a gazeta to wszystko opisała. Naszą sprawą, po opublikowaniu listu otwartego, zaczęła interesować się ogólnopolska stacja telewizyjna. Teraz chcemy o tym mówić. Ja chcę złożyć zeznania w prokuraturze – zapowiada jedna z naszych rozmówczyń. - Robimy to dla obecnych podopiecznych domu dziecka, żeby im było lepiej – dodaje.
Skarga i zawiadomienie
Zgłoszone przez dwie panie nieprawidłowości w domu dziecka, to przede wszystkim te na styku z Fundacją Razem Możemy Więcej. Dyrektorem domu dziecka była Monika Ślak, a prezesem fundacji jej mąż Damian. Obie panie (jedna już nie pracuje w domu dziecka) w podobny sposób opisały nieprawidłowości, do jakich – ich zdaniem - dochodziło w kłodzkim ośrodku. - On (Damian Ślak – przyp. red.) nie był pracownikiem domu dziecka, ale przebywał w nim niemal codziennie – wspomina była pracownica ośrodka, z którą rozmawialiśmy. - Raz natknęłam się na niego późnym wieczorem, kiedy sam wynosił z domu dziecka jakieś pudełka – dodaje.
To samo potwierdza pracownica domu dziecka, które napisała skargę do władz powiatu. Obie panie był zdziwione i zaniepokojone, że to prezes Damian Ślak robił zakupy spożywcze dla domu dziecka, a towar przyjmowała od niego dyrektor Monika Ślak. Zarząd Powiatu Kłodzkiego, po zapoznaniu się ze skargą, uznał ją za tak niepokojącą, że zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa.
Co na to dyrektor Centrum Administracyjnego Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych w Kłodzku.
- Poddałam się już jednej kontroli, teraz jest druga wewnętrzna, zarządzona przez starostwo. Jeśli sprawa trafiła do prokuratury, to poddam się także takiej kontroli. Po zakończeniu będziemy mogli mówić o wynikach tych kontroli i wnioskach – stwierdził Monika Ślak.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.