reklama

Kowalcze: Argumenty i emocje

Opublikowano:
Autor:

Kowalcze: Argumenty i emocje - Zdjęcie główne
reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościPrzeczytaj kolejny felieton Mieczysława Kowalcze.
Reklama lokalna
reklama

 - Naturalnie, że łączącym w jednej grupie zarówno osoby osobiście i prawdziwie zaangażowane w tę smutną rocznicę, jak i takie, które coś chciały osiągnąć: własnego, partykularnego. Choćby przypomnieć innym o istnieniu partii, do której się należy. Pomińmy to milczeniem, nie wymieniajmy. Naturalnie, że w takich sytuacjach organizatorzy mają kłopot. Jaki? Będą chcieli przemawiać politycy! Bo zawsze chcą. Tak się też stało. Przemówili. I dobrze. W którymś momencie jednak uczestnicy nie wytrzymali i głośno przerwali długawe tyrady, że nie po to tutaj jesteśmy. Usłyszeliśmy głośne, emocjonalne wołanie o chwilę ciszy, o wspólną modlitwę - pisze Mieczysław Kowalcze o marszu pamięci o Kresach

W cyklu tekstów, które od dość dawna autor tychże umieszcza na kłodzko.24 pojawiają się mniej lub bardziej dyskusyjne pomysły, tezy, idee. A komentarze i dyskusje, które biorą z nich początek świadczą o mocnym (sympatycznym lub nie) zaangażowaniu czytających. I to znakomicie. I tak jak w tytule. Raz są to konkretne, kompetentne, oparte na argumentach, także trudnych do przyjęcia dla autora, rozważania. Innym razem pełne emocji, no i bieżących odniesień do sytuacji tu i teraz, wrzutki, oskarżenia, kawałki myśli. Ale i one mają swoje znaczenie. Zabolą krótko, dopieką, rozzłoszczą, zmuszą do przemyślenia riposty. PT Czytelniczki i PT Czytelnicy pamiętają o paru ideach z tych tekstów, np. o pomyśle przeniesienia do lokalnego Kościoła, papieskiego "dziedzińca pogan". W ostatnim czasie uczestniczyłem w dwóch zdarzeniach, z których jedno pokazało siłę argumentowania, jakie może pojawiać się w "dziedzińcu". Drugie, we fragmencie, przyczyniło się do tego żeby dojść do wniosku, że emocje mogą mieć prozdrowotny, społeczny wpływ. Jak zawsze po kolei i do rzeczy. Najpierw więc o argumentowaniu.

Profesor Tadeusz Bartoś zaprosił do dyskusyjnego spotkania (prawie dysputy w dawnym stylu) na temat "Masek Jezusa", o. Pawła Karpia, dawnego współbrata z zakonu dominikanów. Punktem wyjścia był tekst "Rozważań dominikańskich" o męce Chrystusa. Tekst dawny, polski, mocniejszy w paru miejscach niż scenopis "Pasji" w reżyserii Mela Gibsona. I jeszcze dla przypomnienia: Tadeusz Bartoś kilka lat temu głośno wystąpił z życia duchownego i dziś można go zobaczyć i posłuchać w mediach w czasie rozmów na temat roli Kościoła. Zwykle jest oponentem, mądrym adwersarzem tych, którzy podejmują się przekazywania oficjalnej linii Instytucji. W czasie tego spotkania - kompletne zaskoczenie dla mnie. Przyzwyczajony (o tak!), że będzie gorąco, emocjonalnie, że od istoty rozmówcy przejdą do osobistych połajanek i wycieczek, srodze się zawiodłem. Nic z tych rzeczy! Argumenty, rzeczowość, kompetencja i przygotowanie. Łącznie z umiejętnym wyciszaniem gorących głów widowni. Miód na serce. Można, ostro się różniąc, znaleźć wspólne myśli i rozwiązania? No pewnie. Każdy powiedział co mu na sercu leży w temacie. A co dalej? Dalej trzeba, żeby każdy zrobił co trzeba. Na swoim i publicznym podwórku. A „zrobić co trzeba” w sferze publicznej to już rola polityków. Z każdego poziomu. I tutaj pojawia się drugie doświadczenie.

11 lipca w ramach obchodów Dnia Pamięci Męczeństwa Kresów wziąłem udział w marszu. Uroczystym, podniosłym. Naturalnie, że łączącym w jednej grupie zarówno osoby osobiście i prawdziwie zaangażowane w tę smutną rocznicę, jak i takie, które coś chciały osiągnąć: własnego, partykularnego. Choćby przypomnieć innym o istnieniu partii, do której się należy. Pomińmy to milczeniem, nie wymieniajmy. Naturalnie, że w takich sytuacjach organizatorzy mają kłopot. Jaki? Będą chcieli przemawiać politycy! Bo zawsze chcą. Tak się też stało. Przemówili. I dobrze. W którymś momencie jednak uczestnicy nie wytrzymali i głośno przerwali długawe tyrady, że nie po to tutaj jesteśmy. Usłyszeliśmy głośne, emocjonalne wołanie o chwilę ciszy, o wspólną modlitwę. I tak się stało. Emocjami więc też można co nieco zdobyć. Ba, pojawiła się myśl, że naszych politycznych wybrańców i opiekunów musimy nauczyć dobrej, służebnej reakcji zarówno na argumenty, jak i na emocje: jeśli jest jakaś ważna publicznie sprawa, idea, problem, to powinni to jedynie przyklepać w majestacie swojej władzy ustawodawczej. Kiedy więc 11 lipca przestanie być, proszę wybaczyć słowo, niszowym świętem?

 

PS. Znów nie mogę wyjść z podziwu dla siły argumentów, a także emocjonalnego zaangażowania Gappy w tematy, cytaty, idee, które tutaj zapisuję. Kolejny raz po prostu dziękuję.


Mieczysław Kowalcze*

*O autorze

Polonista, historyk, dziennikarz, pedagog w pracy i życiu. Od wielu lat związany z Zespołem Szkół Społecznych oraz Kłodzkim Towarzystwem Oświatowym. Autor i współtwórca wydawnictw i publikacji. Działacz Klubu Otwartej Kultury. Niemożliwe jest go nie znać, taki z niego społecznik. Lubiany i szanowany przez wszystkich. Ale skromny, więc na tyle o nim wystarczy.


reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama