Tak więc możemy im liczyć z górą 400 lat obecności. Mieli czas popracować, co zresztą widać po efektach. I zapewniam krytykantów, nie tylko po tych z półki historii wiary, architektury, czy innych dzieł. Ba, a jeszcze mądra kontynuacja dzieła joannitów i augustianów? Mają się czym pochwalić! Nie zakon, szczególnie zaś dyskusja ze stereotypowym jego przedstawianiem albo twarda obrona jezuickiego działania, jest tematem tekstu. Ignacy zaproponował swoim naśladowcom lekturę. Jego „Ćwiczenia duchowe” – podstawowy tekst do poznania porządku wiary Towarzystwa Jezusowego – proponują duchową wspinaczkę. Trudną, krętą, choć kierowaną dokładnymi i konkretnymi wskazówkami autora. Zapewne pewną trudność stanowi barokowe obrazowanie, ale można je dość łatwo, w cierpliwym pokonywaniu kolejnych stacji-lekcji, przyjąć, przyzwyczaić się. Dużo poważniejszy problem dla nas to samotność ćwiczącego, jego izolacja od świata. I co paradoksalne szczególnie w sferze języka. Bo celem mądrego przejścia przez „Ćwiczenia” jest wypracowanie własnego, indywidualnego sposobu rozmowy z Bogiem. I nie tylko z nim. Nie umiemy się obyć bez papuziego powtarzania językowych gotowców. Zróbmy prosty test. Posłuchajmy się wzajemnie; ile w naszych rozmowach powtórzeń ze słownika mediów? Także w niedzielnych homiliach. Obrazy, język, ale uwaga! także dieta, zdaniem Ignacego, sprzyja duchowemu postępowi, czyli naszemu wspinaniu się ku szczytom wiary. Mamy pod górę. I święty Ignacy wcale tego nie ukrywa. I dobrze, bo każdy mądry wysiłek, ćwiczenie, trening wzmacniają. To oczywista oczywistość. Mamy na to dowód. Dzieła świętego Jana od Krzyża często w skrócie nazywa się wspomnieniami ze szczytu. Ignacy nas tam przecież zaprowadził. Rozejrzymy się po wierzchołku. Pomyślmy o naszych przeżyciach. Teraz czas, żeby je porównać z tymi, które zostawił Jan – poeta, mistyk, ale i brawurowy uciekinier z więzienia. Jego pisma pełne są specyficznego i indywidualnego języka, wizyjnego obrazowania. To prawda, ale nie są to wizje wcale (jakoś) nadmiernie skomplikowane. Bo przy odrobinie dobrej woli i po dwukrotnej lekturze (sam autor tak radzi) dajemy się prowadzić objaśnieniom, które powoli poznajemy i odczuwamy. A wtedy droga ze szczytu okazuje się przyjazna, bez pułapek, choć także (i to też wiadomo) od czasu do czasu z „nocą duszy”. Przecież wszystko co wartościowe wiąże się z wysiłkiem. W sferze wiary jeszcze bardziej, niż w każdej innej. O tym dobrze wiedzieli zarówno Ignacy, jak i Jan.
22 lipca o 16.00, w kaplicy Marii Magdaleny w Kłodzku (pod opieką oo. jezuitów i Towarzystwa Brata Alberta), kolejna msza święta.
Mieczysław Kowalcze*
*O autorze
Polonista, historyk, dziennikarz, pedagog w pracy i życiu. Od wielu lat związany z Zespołem Szkół Społecznych oraz Kłodzkim Towarzystwem Oświatowym. Autor i współtwórca wielu wydawnictw i publikacji. Zupełnie od niedawna działacz Klubu Otwartej Kultury. Niemożliwe jest go nie znać, taki z niego społecznik. Lubiany i szanowany przez wszystkich. Ale skromny, więc na tyle o nim wystarczy.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.