Ksiądz Wiktor Bednarczyk z Lądka-Zdroju został porwany przez półtorametrową falę wody. Prawie się utopił. Potem przez ponad półtorej godziny, odcięty od reszty świata, przesiedział na parapecie okna zalanej plebani. O tych dramatycznych chwilach opowiedział naszemu reporterowi Jakubowi Presowi.
Jak to było, kiedy przyszła wielka fala, gdzie ksiądz się wtedy znajdował?
O mało życia nie straciłem. Ale od początku. Myśmy nie wiedzieli o żadnej fali, że idzie. Coś nam się jednak zaczęło nie podobać, bo ewidentnie woda stopniowo, ale podnosiła się do góry. Zdecydowałem z księdzem proboszczem, że musimy zadbać o Najświętszy Sakrament, że trzeba Go wynieść gdzieś na górę. Kiedy o tym rozmawialiśmy, woda była już w progu plebanii.Więc ja jako ksiądz wikariusz, wyjdę i zobaczę, co się dzieje w kościele. Wszedłem do kościoła, zobaczyłem, że jest suchutko. Potem poszedłem na wieżę sprawdzić, czy wiatr nie uszkodził dachu. Kiedy zszedłem z wieży, zobaczyłem, że woda wlewa się do kościoła. Oceniłem, że nie zdążę wynieść Najświętszego Sakramentu. Szybko zacząłem uciekać. Zamknąłem drzwi frontowe do kościoła, gdzie było już wody do kostek.
Potem zrobiłem może ze dwa kroki... i niestety miałem takie nieszczęście, że akurat uderzyła w tym momencie we mnie ściana wody. Dosłownie z półtora metra wody, jak ściana, jak jakiś wał. Pierwszy raz w życiu takie coś widziałem. Myślałem, że takie rzeczy to tylko na filmach katastroficznych.
Uderzyła mnie ściana wody i pociągnęła kilka metrów. Złapałem się krzaków, które rosną przy plebanii i wspiąłem na parapet. Gospodyni w ostatniej chwili otworzyła mi okno, bo gdyby nie otworzyła mi okna do plebanii, to nie wiem, czy zdołałbym wybić to szybę, bo one dosyć są grube. Kiedy ona otworzyła mi to okno, stojąc na krześle, w tym momencie drzwi frontowe zostały wyrywane. Otworzyły się i ten napór wody, ta ściana, uderzyła najpierw korytarz, a potem wlała się do jadalni i przewróciła gospodynię.
Kiedy wpada do wody, od razu podniosła się i czym prędzej uciekła na pierwsze piętro. Chciałem zrobić to samo, ale kiedy byłem w połowie drogi przez jadalnię, zamknęły się drzwi i niestety zostałem w pułapce, a jeszcze zamknąłem za sobą okno, także pomyślałem sobie, że jestem znowu w filmie katastroficznym, w którym do zamkniętego pomieszczenia wlewa się woda i musisz jakoś się uratować. Zacząłem krzyczeć ratunku, pomocy...
Cały wywiad przeczytasz TUTAJ.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.