Czy Kłodzko podzieli los bankrutującej Grecji? Na pewno, jeśli samorządowcy nie zaczną oszczędzać
Jesienią ubiegłego roku burmistrz Bogusław Szpytma przekonywał podczas debaty wyborczej, że zadłużenie miasta wynosi 49 procent w stosunku do budżetu i finanse miejskie nie są zagrożone. Samorządowiec przekonująco rozrysował to nawet (zdjęcie poniżej). Dzisiaj nie jest już taki przekonujący. Na sesji, na której omawiano budżet, stwierdził, że dług miejski nie jest statyczny, dlatego trudny do dokładnego wyliczenia.
- My dobieramy pieniądze i mamy je, wydajemy na coś i spłacamy. Jest to dług w dużej mierze zaciągnięty na prefinansowanie środków unijnych, jest to dług dynamiczny – stwierdził burmistrz.
Na ostatniej sesji, 29 października, skarbnik miejski poinformowała jednak radnych o zadłużeniu. Okazało się, że kłodzcy samorządowcy mają do spłacenia 67 mln zł. 49 mln zł to zaciągnięte przez nich kredyty, kolejne 18 mln to przejęte wierzytelności, między innymi za wybudowanie krytej pływalni. Oznacza to, że dług miejski osiągnął już poziom 74 procent w stosunku do rocznego budżetu.
Olbrzymie zadłużenie wcale nie spędza snu z powiek kłodzkim samorządowcom. Zamiast programu oszczędnościowego dalej prowadzą radosną politykę, kupując auto służbowe za 140 tys. zł.
Romuald Piela
Więcej w 112 numerze Gazety Kłodzkiej
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.