Pracuje Pan jako psycholog, skupiając się teraz na pomocy ofiarom powodzi. W jakim zakresie się Pan angażuje?
Działam głównie w Stroniu Śląskim. Pracuję też w Liceum Ogólnokształcące "Medical" w Kłodzku, gdzie prowadzę zajęcia z młodzieżą na temat radzenia sobie z tą trudną sytuacją. Organizuję wsparcie psychologiczne, zarówno dla osób dotkniętych powodzią, jak i dla tych, którzy im pomagają.
Jak wiele osób obejmuje Pana pomoc?
Zgłaszają się do nas różne organizacje, takie jak fundacja Depresja, PCK, a także psychologowie policyjni i szkoły. Wszyscy próbują odnaleźć się w tej sytuacji i oferować pomoc. Ja koordynuję przekazywanie informacji, co można zrobić i jak najlepiej wesprzeć poszkodowanych, tak aby pomoc była profesjonalna, a nie wyglądała jak przypadkowe działania „domokrążców”.
Jak wygląda pomoc w szkole, w której Pan pracuje?
W naszym Liceum Medycznym kilku uczniów straciło swoje domy. Staramy się zapewnić im wsparcie tak szybko, jak to możliwe. Regularnie z nimi rozmawiam i przypominam, że zawsze mogą na nas liczyć. To ważne, żeby wiedzieli, że nie są sami w tej sytuacji.
A jak wygląda kontakt z poszkodowanymi mieszkańcami gminy Stronie Śląskie?
Mieszkańcy gminy Stronie Śląskie dzwonią sukcesywnie do mnie oraz innych psychologów. Widzimy, że liczba osób potrzebujących wsparcia psychologicznego rośnie. Ludzie dzwonią z różnymi problemami – czasem po prostu chcą się wygadać, wyrzucić z siebie emocje, ale są też osoby, które nie radzą sobie z tym, co przeżyły, i nie mają siły wyjść z domu. Ciężko im poradzić sobie z emocjami i wspomnieniami.
Czy są jakieś formy pomocy, których Pan unika?
Zdecydowanie unikam pocieszania i mówienia: „wszystko będzie dobrze”. W takiej sytuacji najważniejsze jest, aby być z drugą osobą, okazać empatię i zrozumienie. Ważne jest, aby taka osoba mogła się wygadać, wypłakać czy nawet wykrzyczeć, bez obawy, że zostanie oceniona. W psychologii nie chodzi o to, żeby pocieszać, tylko aby być wsparciem.
Czy zdarzyły się przypadki depresji lub myśli samobójczych?
Na szczęście nie mieliśmy takich drastycznych przypadków. Obecnie nie możemy jeszcze mówić o depresji wśród ofiar powodzi, bo jednym z jej kryteriów jest czas trwania objawów. Jesteśmy w fazie kryzysu psychologicznego. Ludzie są w trybie walki, mobilizacji. Nasze działania mają na celu między innymi tworzenie atmosfery bezpieczeństwa, aby osoby, które po raz pierwszy korzystają z pomocy psychologicznej, mogły się czuć komfortowo. Oprócz osób bezpośrednio dotkniętych powodzią, mamy też dwie inne grupy.
O kim Pan mówi?
Pierwsza grupa to osoby pomagające powodzianom, które stykają się z ludzkimi dramatami i często przejmują emocje poszkodowanych. Druga to osoby, które same nie ucierpiały, ale przeżywają to, co widziały. Trudno im szukać wsparcia, bo uważają, że ich sytuacja nie jest „wystarczająco zła”.
Jak można zbudować zaufanie z taką grupą?
Trzeba z nimi rozmawiać i uświadamiać, że ich doświadczenie również jest istotne. Choć nie stracili domu, powódź dotknęła ich emocjonalnie. To ważne, aby zrozumieli, że także mogą potrzebować pomocy.
A co ze wsparciem dla tych, którzy pomagają?
Kiedy sytuacja się ustabilizuje, każda z osób pomagających – nauczyciele, służby, wolontariusze – powinna otrzymać wsparcie, aby przepracować to, co przeszły. Zmęczenie fizyczne, brak snu, zła dieta – to jedna sprawa, ale zmęczenie psychiczne, wynikające z ciągłego styku z ludzkimi tragediami, jest równie ważne. Jeśli tego nie przepracują, trudno im będzie wrócić do normalności.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.