Gmina Kłodzko. Około godz. 2.00 w nocy (z piątku na sobotę – 1-2 września). Mieszkaniec Żelazna usłyszał dwa strzały z broni. Padły w pobliżu domu, w którym mieszka.
Od razu zadzwoniłem na policje, bo duży terenowy samochód tych ludzi stał w pobliżu. Nie podchodziłem do niego, bo po prostu się bałem – opowiada mieszkaniec Żelazna. Gdy po 20 minutach przyjechała policja, ten samochód zaczął odjeżdżać. Od razu wskazałem patrolowi, że to oni strzelali. Radiowóz ruszył za nimi, więc myślałem, że ich zatrzyma i wylegitymuje – dodaje.
Tak się jednak nie stało
Po kilkunastu minutach policjanci zadzwonili do mieszkańca Żelazna z pytaniem, jakiego samochodu mają szukać i czy zapisał jego numery rejestracyjne.
Było ciemno, a ja z obawy o życie nie podchodziłem tych uzbrojonych mężczyzn. To, moim zdaniem, byli myśliwi, którzy z nudów zaczęli strzelać obok mojego domu – ocenia mieszkanie Żelazna. Policjanci z patrolu dokładnie widzili to auto, które odjeżdżało w stronę Romanowa – dodaje.
Co na to kłodzka policja. Tylko tyle, że rzeczywiście było zgłoszenie dotyczące strzelania w nocy, ale...
Patrolowi nie udało się ustalić sprawców. Zgłaszający sprawę nie podał ani numeru rejestracyjnego, ani marki samochodu
– mówi Tobiasz Fąfara z Komendy Powiatowej Policji w Kłodzku.
Poniżej opisujemy dwie podobne interwencje, z których nic nie wynikło, bo policjanci zachowali się jak urzędnicy, a funkcjonariusze noszący brań i kajdanki.
- Tak się jednak nie stało
- Bandyci biją, a policja ma to w d...
- Napadają, biją i czują się bezkarni
Bandyci biją, a policja ma to w d...
Przez kilka minut dwóch mieszkańców Kłodzka okładało pięściami podpitego mężczyznę. Wezwana policja przyjechała po pół godzinie i... nie zatrzymała bandziorów. To rozgrało się w Kłodzku 21 maja tego roku na ulicy Wita Stwosza. To wtedy dwóch młodych mężczyzn podeszło do podpitego kłodzczanina i zaczęło okładać go pięściami.
Bili po twarzy i brzuchu. W sumie przez trzy minuty zadali ofierze 30 ciosów. Jeden z bandziorów wyciągnął móż i próbował ugodzić nim pobitego i ledwo żywego mężczyznę w szyję. Na szczęśnie nie udało mu się to, bo ofiarą leżała już pod barierką. Napastnicy w końcu wolnym krokiem odeszli w dół ulicy, w kierunku gotyckiego mostu.
Ich "wyczyn" nagrała jedna z kamer miejskiego monitoringu. Dyżurująca strażniczka miejska od razu powiadomiła o pobiciu policję, ale ta nie spieszyła się z interwencją. W końcu radiowóz przyjechał, zawrócił na rynku i pojechał na ul. Łukasińskiego, gdzie jak gdyby nigdy nic szli bandyci, którzy skatowały kłodzczanina. Policyjny patrol zatrzymał się, włączył nawet sygnały świetlne i... po krótkiej rozmowie z bandytami odjechał.
Dopiero w poniedziałek, 22 maja, kiedy film z kamery monitoringu trafił do kłodzkiej policji, dzielni stróże prawa – prawdopodobnie po reprymendzie od przełożonych – zatrzymali sprawców pobicia. Jeden z nich, który miał już niezłą kartotekę, trafił od razu na 3-miesiące do aresztu. Dlaczego patrol policji nie zgarnął bandziorów w niedzielę, zaraz po zajściu? To pytanie postawiliśmy publicznie komendantowi powiatowemu policji. Do dzisiaj nam nie odpowiedział. Sprawę wyjaśnia kłodzka prokuratura.
Napadają, biją i czują się bezkarni
W lipcu 2021 roku rozwydrzona banda miała tylko jeden cel – pobić innych - najpierw napadła na dwa małżeństwa wracające do domu z ogrodów działkowych, a potem skopała chłopaka na ul. Lutyckiej. Policja zamiast ruszyć za nimi w pościg, spisywała i pouczała ofiary pobicia.
Wracaliśmy do domu, było przed godziną 24.00. Dopadli nas przy ul. Noworudzkiej, tam gdzie przechodzi się ze skweru przy ul. Wojciech na drugą stronę ulicy Noworudzkiej. Dwie dziewczyny i 6, może 7 chłopaków. Wszyscy młodzi, ok. 20-letni. Jeden z nich tak mnie uderzyli w głowę, że się przewróciłem. Kolega miał poobijane żebra – opowiadał mieszkaniec Kłodzka, który został zaatakowany, kiedy z żoną i znajomymi szli spokojnie do domu z pobliskich ogrodów działkowych.
Dostaliśmy za nic. Jeden z tej bandy krzyczał, że mamy mu oddać jakiś telefon komórkowy. Oni wglądali tak, jakby specjalnie wyszli na miasto, żeby kogoś pobić. No i padło na nas – dodaje.
Zaatakowani kłodzczanie wezwali policję. W obawie o swoje życie poszli na pobliską stację paliw BP i tam czekali na patrol. Mundurowi przyjechali, ale... Policjanci spisali nasze personali i na tym się skończyło. Nie próbowali nawet złapać sprawców napadu, którzy wciąż byli w pobliżu – relacjonuje pobity mieszkaniec miasta.
Joanna Bielak z Komendy Powiatowej Policji w Kłodzku potwierdziła, że dyżurny przyjął zgłoszenie o pobiciu, ale mundurowi nie prowadzili w tej sprawie żadnego dochodzenia. Dlaczego? Bo w wyniku pobicia nikt nie doznał na tyle poważnych obrażeń, aby musiał jechać do szpitala.
Osoby, które wezwały patrol zostały pouczone, że w każdej chwili mają prawo oficjalnie zgłosić napaść, jak również o tym, że mogą dochodzić swoich praw w sądzie, z powództwa cywilnego
– wyjaśniła Joanna Bielak.
Problem w tym, że ofiary napadu nie znały danych bandziorów. Policja spisała tylko ich dane. Pościgu za agresywną bandą nie podjęła. I to był błąd, bo banda, która pobiła ludzi na ul. Noworudzkiej zaatakowała tej samej nocy jeszcze na ul. Lutyckiej. Tam skopała młodego mężczyznę. Policja potwierdziła, że takie zgłoszenie też w nocy było.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.