reklama

Mieszkaniec Bystrzycy Kłodzkiej wdrapywał się na ośmiotysięcznik

Opublikowano:
Autor: | Zdjęcie: Jeden z obozów w drodze na szczyt. /fot. P.Tomala

Mieszkaniec Bystrzycy Kłodzkiej wdrapywał się na ośmiotysięcznik - Zdjęcie główne

foto Jeden z obozów w drodze na szczyt. /fot. P.Tomala

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Wiadomości
Reklama lokalna
reklama

Mariusz Grudzień, 37-latek z Bystrzycy Kłodzkiej, na co dzień ratownik i szef wyszkolenia Grupy Wałbrzysko-Kłodzkiej Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, latem tego roku wziął udział w wyprawie na Broad Peak (8051 metrów nad poziomem morza), 12. co do wysokości szczyt świata. Przedsięwzięcie to było szkoleniową częścią programu Polski Himalaizm Zimowy. Swoimi przeżyciami podzielił się z Przemysławem Ziemackim. Przeżyłeś podczas tej wyprawy przygodę życia? Byłem najwyżej w całej swojej karierze. Wszedłem tam, robiąc to, co lubię najbardziej. Ratowałem życie innego człowieka. Wszystko zaczęło się podczas ataków szczytwych w obozie trzecim, na wysokości 7100 metrów n.pm. Około 19 szykowaliśmy się już do snu. W takim ekstremalnym środowisku trzeba dbać o wypoczynek. Po dwóch godzinach snu obudził nas komunikat radiowy, baza główna nadawała, że jest problem z Tajwańczykiem, który przebywał obóz wyżej od nas, na wysokość około 7500 metrów n.p.m. Brał udział w równoległej, bardziej komercyjnej, wyprawie. Tajwańczycy potwierdzili, że w obozie czwartym przebywa jeden z ich ekipy i źle się czuje. Nie wiadomo było do końca, jak to się stało, że jego towarzysze pozostawili go samego, z dwójką Meksykanów z jeszcze innej ekipy, którzy jednak nie mieli odpowiedniego sprzętu, leków ani umiejętności do udzielenia mu pomocy. W naszym obozie przebywało kilka ekip, ale oprócz nas nikt nie chciał iść na ratunek. Poszliśmy we trójkę, ja, Marek Chmielarski, Krzysztof Stasiak i Grzegorz Bielejec. Marek i Krzysztof musieli jednak zawrócić, bo byli świeżo po ataku szczytowym i byli wycieńczeni. Około 2 w nocy ja i Grzesiek dotarliśmy do namiotu Tajwańczyka. Podejrzewaliśmy, że miał już obrzęk mózgu, zaawansowany etap choroby wysokościowej. Nie mam wątpliwości, że znajdował się w stanie bezpośredniego zagrożenia życia. Podaliśmy mu zastrzyk Dex-u w udo, tabletki Diuramidu i tlen. Po paru godzinach jego stan ustabilizował się. Namiot, w którym przebywał poszkodowany, był za mały dla nas wszystkich, więc zostawiliśmy go na tlenie, pod kontrolą Meksykanów, a sami wróciliśmy do naszego obozu. Cały wywiad już jutro, w 271. wydaniu Gazety Kłodzkiej.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama