Na ulicy Korczaka w Kłodzku stoi kapliczka. Architektonicznie (z zewnątrz) ciekawa, wewnątrz mieszanka religijności ludowej z tą dostępną na straganie w dzień parafialnego odpustu. Ważniejsza jest jej tradycja, o czym świadczy napis na tablicy nad drzwiami wejściowymi. Otóż to kaplica poświęcona świętemu Ignacemu i świętemu Rochowi, a wzniesiona w roku zarazy, czyli w 1680. To za ich pośrednictwem, modlitwy, skierowane do Marii i Jezusa cofnęły wtedy epidemię. Drugi święty patron kaplicy to według przydziału jest wprost odpowiedzialny za ochronę od zakaźnych i śmiercionośnych chorób. Kiedy zachorował, to zachował się odpowiedzialnie. Sam skazał się na leśną banicję, a jedzenie dostarczał mu zaprzyjaźniony pies. To dlatego później wymusił na świętym Piotrze wejście do nieba ze swoim czworonożnym przyjacielem. Wymusił? Tak. Nie wszedł do Nieba, kiedy klucznik niebieski nie pozwolił na wstąpienie tam ze zwierzęciem. Musiał ingerować sam Pan Bóg.
A jak ciepło i zwyczajnie został przedstawiony ten święty w filmach Jana Jakuba Kolskiego! Zasługuje na to. A także na naszą współczesną uwagę. I trochę wysiłku wędrowca poszukującego świątków i ich śladów. Żeby zobaczyć figurę świętego Rocha przy kolumnie maryjnej na kłodzkim rynku trzeba wdrapać się do góry i jeszcze odnaleźć ją z tyłu tego założenia. Zresztą obok świętego Sebastiana - także obrońcy przed różnymi choróbskami. Skąd święty Ignacy przy Rochu w 1680 roku? Wiadomo, to były tereny ówczesnych posiadłości jezuitów wokół Kłodzka. To na pewno. Jest jeszcze druga strona, nasza interpretacja. Możemy sobie na nią pozwolić, bo przecież szukamy tutejszych świątków nie dla statystyki, a dla refleksji. Trochę przy okazji zburzmy stereotyp tego zakonu jako twardych militarystów, twardych gospodarzy na swoich ziemiach, oddanych bez reszty Watykanowi.
Święty Ignacy w swoich tekstach zapisuje takie zdanie: „Pomóż mi, Panie, bo nie znajduję żadnego lekarstwa u ludzi, ani u żadnego innego stworzenia. Gdybym sądził, że będę mógł je znaleźć, żaden trud nie byłby dla mnie za wielki. Ukaż mi Panie, gdzie mógłbym znaleźć lekarstwo! Choćbym miał biegnąć za szczenięciem, żeby od niego otrzymać pomoc, uczyniłbym to...". Roch znał chorobę od strony fizycznej, Ignacy także, ale w tym fragmencie kładzie nacisk, że chorować może i dusza. Z lęku, niepokoju, wątpliwości. A gdzie znaleźć lekarstwo, co dla jego poszukiwania zrobić? Nasi przodkowie, oddani pieczy jezuitów, znali i tę stronę zakonu.
Dlatego do Rocha dodają Ignacego. Trzeba leczyć również duszę, psychikę. Rubens w 1617 roku przedstawił ojca założyciela Towarzystwa Jezusowego w otoczeniu współbraci, jak ubrany w szaty liturgiczne wypędza złe duchy z opętanych. Przy stopniach ołtarza grupa postaci przytrzymuje leżącego, omdlałego, mężczyznę i wyrywającą się kobietę – oboje o twarzach naznaczonych obłędem i cierpieniem. Nie widać śladów jakiejś zarazy, dżumy czy czegoś jeszcze. To, że chodzi o leczenie chorób ducha, a nie ciała, malarz pokazuje prosto - malując u góry anioły przepędzające demony. Mądrzy nasi tutejsi przodkowie. Strach przed chorobą ciała siedzi nam w głowie. Znali się po prostu na bioenergetyce? Kto wie?
Mietek Kowalcze
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.