reklama

W ciszy

Opublikowano:
Autor:

W ciszy - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościMój ulubiony dziennikarz-komentator namawiał od piątkowego wieczora do refleksji, bo ustawowa cisza. Niech będzie. Usta zamknięte, ale myśleć jeszcze nie zabronili
Reklama lokalna
reklama

Słucham go, bo należy do tych, którzy pozostają profesjonalistami. Rozmawiają, nie narzucają swoich tez. Wątpicie? Trudno uwierzyć, prawda? Do tego dołożyła się znajoma - obejrzyj „Kalwarię”. Coś tam wcześniej o tym irlandzkim filmie słyszałem. Nic więc innego tylko skorzystać z pomysłu. W ciszy. Warto było. Nie chcę manipulować (!) ewentualnymi widzami, ale muszę od razu, asekuracyjnie, dać dwa zastrzeżenia przed oglądaniem - pierwsze: temat film ma bardzo trudny, drugie: sam w sobie jest dobrym kinem popularnym. Tak przygotowani możemy, już po obejrzeniu, parę spraw przemyśleć. Rzecz dotyczy odpowiedzialności Kościoła (instytucji) za niegodziwości księży pedofili, ale przesuniętej do odpowiedzialności indywidualnej, jeden do jednego. Oto do spowiednika w konfesjonale przychodzi mężczyzna, który ogłasza mu wyrok śmierci - za tydzień zabiję księdza za molestowanie, jakiego dopuszczał się na mnie przed laty inny, nieżyjący już kapłan. Ojciec James zaskoczony przyjmuje KS, nie ma wyjścia. Podsumowuje więc życie. Od tej pory akcja filmu koncentruje się na pokazaniu tego, w jaki sposób robi w ciągu tygodnia „przegląd” parafian, gości, własnej rodziny, hierarchii kościelnej, politycznej, a wszystko przede wszystkim po to, żebyśmy mogli pomyśleć, jakie wnioski możemy z tych spotkań i rozmów wysnuć. Nie są to pozytywne myśli. Ani o stanie Kościoła, ani o stanie wiary, ani wreszcie o stanie życia społecznego. Powierzchowność, lenistwo, poddawanie się, zapewne z wygody, manipulacji i modom, ogromna wzajemna wrogość i brak tolerancji. To tylko część sugestii. To nie wszystko, bo najtrudniejsze jest to „bezinteresowne” odgrywanie się na ludziach wierzących. Za co? Za ich prawdziwe przewiny, owszem, ale i za to, że odważnie mówią (jak o. James), jakich zasad należy się trzymać, żeby życie nieco lepiej wyglądało. Czy daleko nam do takiego myślenia? Możemy oszacować. Twardo. Naturalnie, jak to film popularny, „Kalwaria” korzysta z przejrzystych sytuacji, z prostych kontrastów, z budowania postaci na zasadzie czarne-białe, ale stawia tak ważne pytania, że nie sposób ich ominąć łukiem. Jedno z nich, które pojawia się w rozmowie księdza ze skazanym mordercą, sparafrazowane za papieżem Franciszkiem może brzmieć: a kimże ja jestem, żeby ich tak oceniać? A usłyszy w odpowiedzi: dość tego, ile jeszcze mamy was słuchać, koniec z waszą nadętą wiarą, z waszym pouczaniem. Jak często chcemy je sami zadać? Najczęściej już je zadaliśmy i mamy własne odpowiedzi. Ojciec James w ciągu siedmiu dni „pozałatwiał” mnóstwo spraw, dał ludziom wiele do myślenia, choć sam przy okazji zebrał niezłe cięgi. Siódmego dnia - w niedzielę - ginie zastrzelony. Umiera za… No właśnie. Za jakie winy? W ciszy warto o tym pomyśleć.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama