Nieziszczonym, jeszcze, marzeniem autora jest powrót tradycji wspólnego, publicznego śpiewania kolęd i pastorałek. Szczególnie przy żywych szopkach. Może wróci? Czwartkowe święto Mędrców, znów wolny od pracy dzień, pozwala kontynuować tematy bożonarodzeniowe. Dzisiaj więc o kolędach i kolędowaniu. Te, które u nas śpiewamy i słyszymy należą do ogólnego kanonu i nie dorobiliśmy się jeszcze osobnej, tutejszej odmiany. Może z czasem? Należy się też Czytelnikom kilka zdań przypomnienia.
Tradycja wywodzi śpiewanie tych pieśni, naturalnie, od świętego Franciszka. Pierwsze polskie zbiory kolęd mają swoje źródło w tradycjach czeskich. I tutaj możemy budować wiele hipotez. Na przykład o tym, że do Polski czeskie vanočni koledy wędrowały przez Ziemię Kłodzką. Nasz ulubiony Arnošt z Pardubic bardzo cenił kolędowanie, popierał je, dawał hojne datki tym, którzy je wykonywali. Świadectwa z tamtych czasów poświadczają, że tak bardzo rozpowszechnił się zwyczaj chodzenia i śpiewania kolęd, że robili to i duchowni, i rzemieślnicy (np. piwowarzy), uczniowie, a nawet… prostytutki. Księżom towarzyszyli żacy, ubrani w białe komże, nieśli ze sobą świece i kadzidło, którym okadzali mieszkania. Za to właśnie dostawali dary. Jako że konkurencja była spora, żeby uniknąć kłótni wydawano specjalne przepisy, kto, kiedy i gdzie mógł kolędować. Dlatego też okres kolędowania trwał od początku adwentu do Gromnicznej. Na pewno można już było spotkać kolędników 6 grudnia, na świętego Mikołaja. W tym dniu mieli trochę trudniej, bo nosili ze sobą wielką figurę biskupa, a tylko w bogatszych miejscowościach wynajmowali do tego wóz.
Od strony niemieckiej i austriackiej też znajdziemy wielką tradycję kolęd. Najstarszy rękopis niemieckiej kolędy pochodzi z 1500 roku – bohaterem czyni, co ciekawe, świętego Józefa. Wiele wiemy o austriackiej kolędzie „Cicha noc” Josefa Mohra i Franza Xavera Grubera ze wsi Obendorf koło Salzburga. Co roku nam to powtarzają. Jeden fragment legendy o tej najsłynniejszej kolędzie daje do myślenia i namawia do naśladowania. Autorom nie przeszkodziło to, że nie mieli czasu dłużej poćwiczyć pieśni (dopiero co młody ksiądz ją napisał), ani to, że organy kościelne były rozbite. Zaśpiewali parafianom. I z jakim efektem! A co nas mogłoby skłonić do śpiewania dzisiaj? I do pisania tekstów i melodii. Na pewno tradycja. W wielu kolędach sprawa postawiona jest prosto: narodził się Jezus, idziemy go oglądać i trzeba mu przy tym zaśpiewać. Zaśpiewać najpiękniej, jak się umie. Pochwalić Gościa z nieba. No pewnie.
A jeszcze zrobić to i z innymi, którzy dotarli do stajenki. Z aniołami, pasterzami, mędrcami… I w tym miejscu następna propozycja, poza tradycją – także z tymi, których do kłodzkiej szopki zaprosiliśmy. Szanowni Czytelnicy: co, jaki tekst kolędy, pastorałki moglibyśmy wspólnie zaśpiewać. Proszę o propozycje, również o teksty teraz, na bieżąco powstałe. Dla „podkręcenia” twórczości naszej, tutejszej swobodne tłumaczenie kolędy kaszubskiej: „Gdybyś na Kaszubach był narodzony,/nie na sianeczku byłbyś złożony”. I dalej wyliczenie, czasem z przymrużeniem oka, co też za przyjemności Kaszubi przygotowaliby Dzieciątku. A my? Wspólne śpiewanie, ba, układanie własnych kolęd zapewnia przecież różnego rodzaju powodzenie w całym nowym roku – cytat z innego rejonu Polski:
Coby wom nicego nie chybiało,
Z roku na rok przybywało.
A do reśty - cobyście byli scęśliwi i weseli
Jako w niebie janieli, haj!
Czego życzę!
Mieczysław Kowalcze
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.