- Materiał dowodowy, który w sprawie został zgromadzony przez prokuraturę oraz ujawniony w toku postępowania sądowego wykazał, że formalnie oskarżeni występujący tym procesie swoimi działaniami wypełnili znamiona przestępstwa, tak jak to zostało zakwalifikowane w akcie oskarżenia – stwierdził uzasadniając umorzenie postępowanie sędzia Jerzy Zieliński. Formalnie oskarżeni popełnili przestępstwo - chodzi o wpłacenie 590 tys. zł za niewykonane roboty na drogach leśnych. Sfałszowali też dokumenty – na papierze remont był wykonany. Dlaczego nie ponieśli żadnych konsekwencji?
Więzienie i grzywna
Prokurator Paweł Rapacz z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy domagał się w stosunku do trzech oskarżonych kary więzienia i naprawienie szkody, a w stosunku do dwóch pozostałych kary grzywny. Pod koniec lipca usłyszał jednak w Sądzie Okręgowym w Świdnicy, że sprawa zostanie umorzona. Sędzia dał wiarę oskarżonym i uznał, że fałszowanie dokumentacji i wypłacanie pieniędzy za niewykonane roboty było normą w Lasach Państwowych. Działania oskarżonych zakwalifikował jako znikomą szkodliwość społeczna czynu.
- Czekamy na pisemne uzasadnienie wyroku i po zapoznaniu się z nim zdecydujemy, czy złożyć apelację – mówi Tomasz Orepuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.
Ujawnił przekręt
Ta spawa nie ujrzałaby pewnie świata dziennego, a już na pewno nie trafiła na wokandę, gdyby nie były już nadleśniczy Dariusz Jesionowski. To on powiadomił prokuraturę w sprawie drogowych przekrętów, a potem - pomimo nacisków i sugestii od przełożonych z Wrocławia – nie wycofał doniesienia. Pod koniec października 2020 roku sprawa trafiła na sądową wokandę.
Jesionowski został powołany na stanowisko nadleśniczego w Międzylesiu w marcu 2017 roku. Jak tylko dostał pierwsze kwartalne raporty od podległych służb zorientował się, że coś jest nie tak. Od razu zlecił firmie Achikon ze Świdnicy wykonanie ekspertyzy zleconych w 2016 roku prac na leśnych duktach. W maju 2017 roku otrzymał wyniki. Były powalające. Nadleśnictwo wpłaciło w 2016 roku grubą kasę za drogi, które wyremontowano połowicznie albo wcale (chodziło o pięć dróg leśnych). Łączna kwota strat to 590 tys. zł. Jak to możliwe? Nadleśnictwo wpłacało firmie ZUL z Bystrzycy Kłodzkiej (Zakład Usług Leśnych) pieniądze na podstawie wystawianych faktur. W papierach wszystko się zgadzało, bo trzej pracownicy nadleśnictwa podpisywali protokoły odbioru zlecanych ZUL-owi robót.
Wyprowadzeni w kajdankach
- Pod koniec maja 2017 roku o nieprawidłowościach powiadomiłem Dyrekcję Regionalną Lasów Państwowych we Wrocławiu, a na początku sierpnia złożyłem zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa – mówi Dariusz Jesionowski
Sprawa nabrał tempa dopiero rok później, kiedy - na wniosek nadleśniczego Jesionowskiego - przejęła ją Prokuratura Okręgowa w Świnicy (wcześnie była w rejonówce w Bystrzycy). To wtedy zatrzymano i w kajdankach doprowadzono na przesłuchanie osiem osób. Niektórzy z nich od razu przyznali się do stawianych im zarzutów. Śledztwo zakończyło się w czerwcu 2020 roku sporządzeniem aktu oskarżenia. Na ławie oskarżonych zasiadło pięć osób: trzech byłych pracowników nadleśnictwa Międzylesie, jeden pracownik ZUL-u oraz projektant.
Stracili pracę
Osoby, które nagłośniły aferę, mały odwagę zgłosić ją do prokuratury i zeznać straciły prace. Dariusz Jesionowski został odwołany ze stanowiska nadleśniczego w marcu 2019 roku. Innej pracy Lasy Państwowe mu nie zaproponowały.
- Kiedy byłem nadleśniczym, kilka razy sugerowano mi, że ta sprawa nie powinna trafić do organów ścigania. Te sugestie, w moim odczuciu, wnikał nie z chęci krycia przekrętu, ale ze względów wizerunkowych – ocenia były nadleśniczy.
Pracę stracili też: Adam Płaksej, dyrektor regionalny LP we Wrocławiu (wydał polecenie zgłoszenia sprawy do prokuratury); Arkadiusz Wojciechowski zastępca dyrektora regionalnego LP we Wrocławiu (nakazał dyrektorowi ZUL-u zgłoszenie sprawy do prokuratury); Dariusz Rzepa, dyrektor ZUL w Bystrzycy Kłodzkiej (zgłosił sprawę do prokuratury).
- Sąd potwierdził przestępstwo i jedocześnie umorzył sprawę. Jak to rozumieć? Że narażenie Skarbu Państwa na straty do 600 tys. zł to znikoma szkodliwość społeczna? - pyta retorycznie Dariusz Jesionowski. - Czy ten wyrok to także informacja dla nadleśniczych i dyrektorów, że jak wykryją przekręt poniżej 600 tys. zł, to nie należy go zgłaszać do organów ścigania? A jak zgłoszą to mogą stracić pracę? Ciekawe co zrobi teraz kierownictwo Lasów Państwowych, co zrobi prokuratura? I co z naprawieniem szkody? - zastanawia się były nadleśniczy.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.