Powódź 2024. Gdyby tama nie pękła nasze gospodarstwo nie zostałoby zalane. W niedzielę do południa wszystko było ok – opowiada Jana Prokopcová, Czeszka która z mężem Pavlem prowadzi u nas od 16 lat rybny interes. Kiedy wielka fala, po przerwaniu tamy, dotarła do Radochowa musieliśmy uciekać na niewielki strych. Przesiedzieliśmy tam kilka godzin. W tym czasie woda zniszczyła całe nasze gospodarstwo – dodaje ze smutkiem.
Czescy powodzianie musieli opuścić Radochów. Przenieśli się do Żelazna, gdzie mają wylęgarnię ryb. Teraz cały interes, także sprzedaż, muszą prowadzić właśnie tam.
W listopadzie rozpoczęliśmy sprzedaż ryb (pstrąg i karp). W sprzedaży posiadamy również narybek do zarybiania – mówi pani Jana. Serdecznie zapraszamy wszystkich naszych i nowych klientów do zakupów ryb pod nowym adresem Żelazno 145B – dodaje.
Czesi nie poddają się, ale nie ukrywają też przygnębienia i to nie tylko w związku z powodzią, ale także tym, co po niej. Bo jako rolnikom – rybakom nie należy im się pomoc państwa. Po drugie przeraża ich polska biurokracja.
To jakby czeską biurokrację pomnożyć przez 8 – ocenia Jana Prokopcová. Chcieliśmy dostać trochę piasku na rozbudowę farmy w Żelaźnie z punktu dla powodzian w Trzebieszowicach. Nie dostaliśmy, bo to inna gmina. Piasek tak, ale tylko do Radochowa. A tam farma jest zniszczona, na razie w ogóle nie myślimy o jej odbudowie. Piasek był nam potrzebny do rozbudowy tego, co mamy w Żelaźnie, bo tu przenieśliśmy całą działalności – dodaje.
Zobacz również: Oświadczenie Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu w sprawie wypłaty zasiłków dla powodzian
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.