Pan się zwolnił z pracy, czy Pana zwolniono? Jak to było?
To ja napisałem 19 września wniosek o zwolnienie z pracy z winy pracodawcy. Za naruszenie dyscypliny pracy przez pracodawcę. To był mój akt rozpaczy, ponieważ już nerwowo nie wytrzymywałem. Bałem się o własne zdrowie, bo miałem zawroty głowy i zachwiania równowagi. Doszedłem do wniosku, że mogę dostać wylew lub zawał – powiedziałem NIE, tak dalej być nie może. Dlatego złożyłem wypowiedzenie...
I co pracodawca zgodził się na to, żeby na świadectwie pracy napisać, że został Pan zwolniony z winy pracodawcy?
Oczywiście, że nie. Na świadectwie pracy napisano, że zwolniłem się zgodnie z kodeksem pracy, czyli bardzo ogólnikowo. Poprosiłem o sprostowanie, ale bezskutecznie, więc skieruję sprawę do sądu o sprostowania świadectwa pracy.
Konkretnie o co chodzi, że to z winy pracodawcy Pan się zwolnił?
O mobbing. Długotrwały mobbing, szczególnie podczas ostatniej powodzi, kiedy miałem utrudnione wykonywanie swoich obowiązków.
Na czym ten mobbing polegał?
To ciągnęło się od momentu powołania pani Małgorzaty Jędrzejewskiej-Skrzypczyk na stanowisko starosty kłodzkiego. To wtedy mój, kolega Adam Łącki, radny powiatowy, nie poparł tej kandydatury. Od tego czasu pani starosta unikała mnie. Jej nastawienie do mnie bardzo się zmieniło. Polecenia wydawała mi przez osoby trzecie...
No dobra, ale przychodzi powódź i co wtedy? Starosta nie rozmawia bezpośrednio z szefem wydziału zarządzania kryzysowego?
Nie.
Ani razu?
13 września, czyli tuż przed powodzią, kiedy przygotowałem najpierw decyzje o pogotowiu, a potem alarmie powodziowym, pani starosta nawet mnie nie zawołała do swojego gabinetu, aby zapytać, jakie konkretnie działania będą podejmowane. Chyba uważała, że nie ma potrzeby ze mną rozmawiać.
Skupmy się na 15 września. To wtedy pękła tama zbiornika w Stroniu Śląskim, ale oficjalna informacja o tym dotarła do ludzi z dużym opóźnieniem. To budzi największe kontrowersje...
Pani starosta otrzymała informację od burmistrza Stronia o pękniętej tamie, ale mi jej nie przekazała. O przerwanej tamie dowiedziałem się dopiero po godz 13.00 z oficjalnego komunikatu Wód Polskich. Pani starosta w ogóle mi nie przekazała informacji, nawet później, o telefonie od burmistrza Chromca. Gdyby informacja wyszła szybciej, można byłoby ostrzec ludzi w Lądku i wioskach poniżej Lądka oraz w Kłodzku.
Są jednak takie głosy, że tej informacji w ogóle nie było. Burmistrz Kłodzka mówi, że w ogóle nie otrzymał z powiatowego centrum kryzysowego informacji o przerwaniu tamy.
Ja nie mogłem tego zrobić, bo tej informacji nie miałem, a potem po godz. 13.00 wszyscy już o tym wiedzieli. To było za późno przynajmniej o godzinę.
Jakie wnioski się Panu nasuwają po tej sytuacji? Co zawiodło: ludzie, czy system?
Zawiodło jedno i drugie, w szczególności zawiedli ludzie, konkretnie przepływ informacji. Musimy mieć wypracowane procedury i lepszy system łączności.
Czy mamy procedury, co robić i w jakiej kolejności, kiedy pęka tama?
To należy do Wód Polskich, które przygotowywały system alarmowania, ale z tego co wiem, nie zostało to sfinalizowane. Przez wiele miesięcy prosiliśmy Wody Polskie, aby do naszego systemu powodziowego podłączyli wskazania wodomierzy ze zbiorników retencyjnych. Tego niestety ciągle nie ma.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.