Powódź 2024. Autorką dzisiejszego świadectwa powodzi w Kłodzku jest Magda Mariciszyn. Od urodzenia jest osobą niewidomą. Życie w ciemności jej nie przeraża, nauczyła się w niej funkcjonować.
Niestety, powódź, która we wrześniu 2024 roku pochłonęła wiele polskich domów, nie oszczędziła i mojego. Razem z całym dobytkiem odebrała mi samodzielność, o którą tak długo walczyłam - pisze pani Magda na portali siepomoaga.pl, prosząc o wsparcie. Każdy może jej pomóc.
2 dni przed powodzią
Byłam dziewczyną pełną planów, w piątek 13 września ustalałam z uczniami rozkład zajęć, przygotowywałam się na kolejną wycieczkę górską, w międzyczasie opracowując piosenkę na festiwal Eleni „Po słonecznej stronie życia”. W sobotę 14 września dostałam alarm od znajomych, że coś się niedobrego dzieje w Kłodzku.Owszem pomyślałam, pada deszcz, ale wiele takich ulew przeżyliśmy. W niedzielę alarm stal się głośniejszy, ale w swojej naiwności nie przewidziałam, że może mnie spotkać powtórka z 1997 r. Postanowiłam bezpiecznie wyjechać na weekend do rodziców. W niedzielę dostałam telefon od rozhisteryzowanej osoby, która próbowała powiedzieć, że tracę dom.
Nie wierząc do końca w te słowa pojechałam z mamą do Kłodzka. Okazało się, że to prawda. Zatrzymałyśmy się u babci, która mieszkała nieco wyżej, ale nie byłyśmy pewne, czy jej też nie zaleje. Do domu rodziców już nie było powrotu.
Co zapamiętałam z tego dnia?
Strach o zdrowie mamy, że zginie w tłumie gapiów. Był jeszcze jeden epizod wart odnotowania, podczas kolacji zapukała sąsiadka z propozycją ewakuacji. Mama nie chciała o tym słyszeć, ja nie zamierzałam się z nią rozstawać. Nakrzyczano na mnie i musieliśmy się pakować. Z tego wszystkiego nie wytrzymałam i rozpłakałam się na środku ulicy. Sąsiadka musiała mnie uspokajać.Babci nie zalało i jakoś przeżyłyśmy tę noc, bez prądu, bez ogrzewania, w strachu czy woda się znowu nie podniesie. Na szczęście Bóg czuwał. Dzień później udało nam się wrócić na wieś. Po paru godzinach, gdy ochłonęłyśmy z pierwszego szoku wróciłyśmy do Kłodzka, sprawdzić co z mieszkaniem. Nie dało się, straż miejska nikogo nie wpuszczała. Osiedle było zablokowane.
Skala zniszczeń
Dopiero następnego dnia dane nam było wejść do środka. Powódź to nie woda z kranu, która zalewa np. łazienkę a rzeczy pływają niczym w wannie. To brudna, lepka, obrzydliwa maź niosąca ze sobą najgorsze zarazki i bakterie. Przedmioty walają się wszędzie - lodówka na suficie, w małym pokoju z betonu urosła górka, bo panele nasiąkły wodą.I w tak trudnej sytuacji uświadomiłam sobie ilu wartościowych ludzi mam za sobą. Już w poniedziałek dostałam wiele telefonów z propozycją pomocy. Wojsko pracowało na najwyższych obrotach sprzątając to „pobojowisko”. Była też potrzebna pomoc specjalistyczna. Mąż mojej wieloletniej przyjaciółki, zabezpieczył gniazdka elektryczne, bez tego nie ruszylibyśmy ze skuwaniem tynków do gołego betonu, żeby mieszkanie porządnie wyschło.
Nie ma co bawić się w sentymenty w takich sytuacjach. Nie szkoda róż, gdy topi się las. Kolejny tydzień to była bardzo intensywna praca niczym na placu budowy. Moi rodzice skuwali tynki. Ja, jako że po niewidomemu nie umiem tego zrobić organizowałam im pomoc, dzwoniłam i pisałam wszędzie, gdzie się da. Dzwoniłam do sztabu kryzysowego, pisałam ogłoszenia w dedykowanej grupie na Facebooku.
Solidarność
Moi uczniowie też zachowali się wzorowo. Przyszli zobaczyć jaka pomoc jest mi potrzebna. Poszli ze mną zerwać umowę z dystrybutorem Internetu. Nie chciałam absorbować tym rodziców, by mogli pracować na budowie, z drugiej strony trudno mi było się przemieszczać z białą laską samotnie w nieznane miejsca, które były blokowane przez służby porządkowe, tak więc pomoc w dotarciu do przeznaczenia była na wagę złota.Miałam też inne zadania do wykonania, trzeba było zorganizować osuszacz, by ściany mogły schnąć. Dopiero po dziesięciu dniach włączono nam prąd i to też nie w pełnym zakresie. Mamy na jednym gniazdku ujęcie bezpośrednio podłączone do skrzynki, bo ściany są na tyle mokre, że nie można tamtędy poprowadzić instalacji. Dużo jeszcze przede mną. Mieszkanie trzeba osuszyć, dopiero po dłuższym czasie wyremontować. Temat osuszania nie jest do końca zbadany przez Polaków, nie każdy ma rzetelną wiedzę.
Papierologia
Poza tym jest mnóstwo załatwiania dokumentów z urzędu, tak więc wisiałam na telefonie, na szczęście komputer ocalał i miałam łączność ze światem. Na dzień 4 października PCPR nie napisał wniosku, że chce wejść w program umożliwiający niepełnosprawnym powodzianom uzyskanie dofinansowania do sprzętu rehabilitacyjnego.
Miałam linijkę brajlowską, która kosztuje 16 500 zł. która przetwarza tekst pisany na ekranie komputera na alfabet Braille`a, drukarkę brajlowską, kosztującą 21 500 zł. która drukuje w brajlu dokument zapisany w komputerowych edytorach tekstu typu Word. Te sprzęty są mi
potrzebne do pracy.
Proszę sobie wyobrazić pisanie bezwzrokowe na komputerze, szczególnie w obcym języku, synteza mowy nie zawsze daje pełną kontrolę dlatego potrzebuję pilnie ich w pracy z dłuższym tekstem.
Wnioski
Podsumowując zastanawiam się co dalej. Mam jeszcze sprawnych rodziców, ale nie wiadomo co będzie za kilkanaście lat. Sama nie jestem w stanie po niewidomemu poradzić sobie ze sprzątaniem popowodziowego szlamu, osuszać i zajmować się generalnym remontem mieszkania, zrywać tynki itd. Choć bardzo lubiłam lokalizację, w której było usytuowane moje mieszkanie (blisko dworzec, sklepy, rynek, kościół, starostwo, poczta i wiele innych), koniecznością jest zmiana miejsca zamieszkania. To nie jest moje widzimisię, chęć poprawienia sobie na siłę warunków bytowych ale mus.
Czego mnie nauczyły te wydarzenia?
Przede wszystkim zastanowiłam się nad swoją egzystencją, nad tym ilu mam wokół siebie dobrych ludzi wrażliwych na ludzką krzywdę. Człowiek przedtem biegł za czymś i życie zagłuszało takie myśli. Nawet my powodzianie pomagamy sobie w trudnych czasach. Mój przyjaciel Eliasz - samotny ojciec dwójki dzieci dogląda mego mieszkania, bo nie zawsze jest dojazd z Bierkowic, podczas gdy ja i mama pomagamy mu załatwić sprawy urzędowe, które go przytłaczają.Jakoś jest mi raźniej, że wspólnie dzielimy się problemami. Myślę też, że to jest dla wielu lekcja życia. Ludzie rzucają wszystko, jadą z odległych stron Polski, by pomóc powodzianom, komputer ma teraz inne zastosowanie jest centrum informacji, wymiany doświadczeń, spostrzeżeń. Ale warto też pochylić się nad takimi osobami, które z jakichś przyczyn mają problem z technologią, są mniej mobilne i starsze. Kto ma im pomóc w załatwianiu spraw urzędowych.
Wspaniale, że tyle darów serca dostajemy. ale często brakuje informacji jak podejść do tematu np. osuszania czy zasiłków. Czy odczuwam żal z powodu tego co się stało? Tak i nie.
Tak, bo bardzo boję się o zdrowie mamy, stracłam stabilizację, samodzielność, która jest trudniejsza do uzyskania przez osobę niewidomą, ale zyskałam większe poczucie, że tyle dobroci, wiary, nadziei, miłości mnie otacza.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.