Polanica-Zdrój. Jolanta Surmińska-Rudnicka odchodzi na emeryturę. Przepracowała w jednym urzędzie 39 lat. Ostatnie 10 jako sekretarz miasta.
Kiedy po studiach, ze skierowaniem do pracy w ręku, przyszła do polanickiego urzędu miasta trwał stan wojenny. - To było 16 listopada 1981 roku. W tym samym dniu, w który przyszłam do pracy, wojewoda przywiózł do uzdrowiska nowego naczelnika, pana Staniszewskiego – wspomina pani Jolanta. - Potem przez 3 miesiące poznawałam pracę urzędu, który zatrudniał wtedy tylko 20 ludzi. Po okresie próbnym zaproponowano mi konkretną pracę i stanowisko. Wybrałam gospodarkę terenami. Dostałam maszynę do pisania i biurko. Nie było komputerów, a nawet kserokopiarek. Były kalka i powielacz z tuszem - dodaje ze śmiechem.
Okres naczelników szybko się jednak skończył. Po przemianach ustrojowych nastały czasy samorządów. - Gminy przejmowały majątek, głównie ziemię i budynki. To była olbrzymia praca, ale sprostałam i dzisiaj jestem dumna, że tego dokonałam. Gospodarką nieruchomościami zajmowałam się do 2011 roku, kiedy burmistrz Jerzy Terlecki powołał mnie na stanowisko sekretarza miasta. Były takie lata, że musiałam przygotować i przeprowadzić sprzedaż ponad 170 mieszkań – zaznacza pani sekretarz, która w marcu przejdzie na emeryturę.
Co będzie robiła z czasem wolnym, którego przybędzie? - Mam sporo obowiązków rodzinnych, poza tym bardzo lubię czytać i podróżować po Polsce. Mało jest takich miejsc, w których jeszcze nie byłam, ale na szczęście są. Poza tym marzy mi się wyjazd na Kresy Wschodnie, do Lwowa i na Wołyń – zdradza swoje plany, a Redakcja Gazety Kłodzkiej życzy Pani Jolancie, aby się spełniły.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.