Głęboko się z tym nie zgadzam. Wystarczy przecież chwila głębszego namysłu, przypomnienia i już kilka osób się pojawia. Bezapelacyjnie. I nawet próby pośmiertnego (abp Życiński) zniechęcania nie zmieniają obrazu autorytetu, czy wręcz świętości całkiem pokaźnego zbioru osób. Dodałbym, że mamy, a jakże, swoich Ojców Kościoła. Spróbujmy to udowodnić! Niech dziś będzie tylko o dwóch z jednej literki alfabetu – B. Kogo znajdujemy w spisie? Oczywiście ojciec Bocheński i zaraz obok ojciec Joachim Badeni. Jeszcze zawężając dla potrzeb portalu tym razem nieco więcej o tym drugim.
Choćby ze względu na nowe książki, które wydawnictwo „Znak” co jakiś czas umieszcza na rynku wydawniczym. Dzisiaj przejrzyjmy książkę pt. Wyjdź do Światła. Przesłanie świętego grzesznika. To zresztą ciekawe edycyjnie rzeczy (ta książka i inne o ojcu), bo porządkują wspomnienia, kazania, anegdoty i wypowiedzi dominikanina w interesującym porządku. Namawiam, żeby spojrzeć i pod tym kątem na pomysły Judyty Syrek – przyjaciółki i biografa. To bowiem przegląd problemów i zagadnień nie tylko związanych sensu stricte z wiarą, ale… zajrzyjcie PT Czytelnicy. No tak, ale co jest takiego w opisywanej postaci ojca Badeniego, że można go nazwać Ojcem polskiego Kościoła?
No właśnie zacznijmy może od samej instytucji. Traktuje ją i z szacunkiem, i z mądrym dystansem. Ze świadomością, że to struktura potrzebna w ludzkim wymiarze, na przykład także po to, by ograniczać. Tak tak. Najpierw wśród koniecznych ograniczeń ojciec Joachim wymienia, wyobraźcie sobie, pustą dewocję. Taką bez miłości bliźniego. Później jako instytucję pomagająca człowiekowi w wypełnianiu jego indywidualnego powołania. Do życia rodzinnego, zawodowego, zakonnego czy kapłańskiego. Tyle o instytucji. Ojciec Badeni wiele pracował z młodymi. Wiadomo, bo to w porządku i trwania wiary przyszłość konfesji lub jej zamieranie. Żywy, często złośliwy intelekt, pozostawianie ogromnego obszaru wolności wyboru albo jak powiadał przestrzeni, którą może zająć Światło, to cechy Badeniego podkreślane w książce, a które sprawiały, że młodzi ludzie odkrywali przy nim swoją drogę do Boga. Dzieje życia, różnego typu przejść, wyborów, częste odwoływanie się do nich, to także te argumenty, które potwierdzają tytułową opinię. Ojciec Joachim Badeni to rzeczywiście autorytet i to nie wyłącznie w Kościele. A jego doświadczenia mistyczne, a zafascynowanie buddyzmem?
Wszystko to umiał mądrze i z korzyścią (dzisiaj dla nas) połączyć. Jeszcze jedno na zakończenie. Mamy różne, ale najczęściej lekko krytyczne podejście do tzw. wiary ludowej. I tu też dostajemy prztyczka w nos od ojca Joachima. On sam dość często nawiązywał do w kazaniach do tradycji takiej odmiany chrześcijaństwa. Taki przykład. Apokalipsa powiada w rozdziale 12, że niewiasta (w naszym domyśle Maria) ma pod stopami księżyc. Fragment ludowej modlitwy maryjnej brzmi: „Pod święte Twoje nogi rzucił księżyc wrogi”. Co robi z tym ojciec dominikanin? Tak wyjaśnia: księżyc jest symbolem wrogości, zmienności. Matka Boża stoi ponad nim, ponad zmiennością. Pod jej stopami giną wszelkie nasze kłopoty, załamania, trudne sytuacje. To ona pomaga „zdeptać” wszelkie życiowe kryzysy. I znów wziąć się w garść. Tego serdecznie życzę pielgrzymom wyruszającym właśnie na Jasną Górę.
Mieczysław Kowalcze*
*O autorze
Polonista, historyk, dziennikarz, pedagog w pracy i życiu. Od wielu lat związany z Zespołem Szkół Społecznych oraz Kłodzkim Towarzystwem Oświatowym. Autor i współtwórca wielu wydawnictw i publikacji. Zupełnie od niedawna działacz Klubu Otwartej Kultury. Niemożliwe jest go nie znać, taki z niego społecznik. Lubiany i szanowany przez wszystkich. Ale skromny, więc na tyle o nim wystarczy.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.