reklama
reklama

Nowa Ruda. Tragedia młodej matki

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Nowa Ruda. Tragedia młodej matki - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościNiemal równo rok temu dowiedziała się, że wreszcie jest w ciąży. Co chwilę zerkała na test w obawie, że to tylko sen. Po wielu miesiącach nadziei, spełniło się jej największe marzenie.  Ciążę prowadziła prywatnie u doktora w Nowej Rudzie. Przez 3 miesiące zwlekała z podzieleniem się radosną nowiną.
reklama

 - Doktor powiedział, nie wiadomo co może się wydarzyć, przecież poronienia są grypa. Każda kobieta wie, że istnieje takie ryzyko, ale mimo to, trudno było się cieszyć tymi chwilami słysząc kilka wizyt pod rząd te słowa - opowiada mieszkanka Nowej Rudy. 

To miał być Tadzik

Dni, w których pierwszy raz z mężem zobaczyli swoje szczęście na monitorze USG, usłyszeli bicie serduszka, dowiedzieli, że czekają na syna i poczuli jego pierwsze ruchy były najpiękniejsze w ich życiu. Szybko wybrali imię - Tadeusz, zdrobniale Tadzik.  

 - Rozwijał się prawidłowo, nigdy nie miałam żadnych problemów, lekarz nie miał wątpliwości, ciąża była książkowa. Jedyne co mi doskwierało to waga - przytyłam ponad 30 kg i zrobiło mi się naprawdę ciężko. Słyszałam dużo komentarzy, że jestem "bardzo duża", "czy czekam na bliźniaki". To potęgowało wątpliwości, czy waga mojego Tadzia jest prawidłowa. Badania przez tego samego lekarza na 3 różnych aparatach USG nie wskazywały odchyłów od normy - kontynuuje Olimpia Tyś. .

reklama

Czy może być coś lepszego?

Tydzień po terminie, przyszedł wreszcie upragniony i wyczekiwany dzień. Wybrała szpital w Kłodzku, bo dawał szansę na odebranie porodu przez lekarza prowadzącego ciążę, poza tym rodziły tam bliskie jej osoby. Zgłosiła się z silnymi skurczami o 2 w nocy, z sekundowymi przerwami w skurczach równie mocnymi od samego początku. Nic nie znaczyły w obliczu szczęścia, jakim miały być narodziny Tadzia. 

- Jaka była moja radość, gdy na sali porodowej zobaczyłam mojego lekarza prowadzącego. Doktor, który miał dyżur nocny nie zjawił się, bo jak nam się później tłumaczył - był zmęczony po operacji i poszedł spać. Przyjmowano mój poród z wagą z USG sprzed tygodnia 3600.  

reklama

Przeklęty dźwięk aparatury

Długo nie czuła postępu porodu, prosiła o pomoc w postaci nacięcia. Lekarz 

odmawiał powtarzając słowa, które wracają do niej każdego dnia - "malec się prosi, żeby się sam urodził". 

- Najprawdopodobniej tętno, które mierzył lekarz nie było Tadzia, tylko moje, ponieważ zwróciła uwagę mu na to położna. Mija 14 h przerażających skurczy, 12 h po przyjęciu na oddział. Po jakimś czasie zrobiło się bardzo nerwowo, nacięcie w popłochu, chwyt Kristellera i cisza... nie słyszę mojego Tadzia. Reanimacja, krzyk - "adrenalina, nie mamy takiego małego wenflonu, kolejna adrenalina" i ten przeklęty dźwięk jakiejś aparatury - z trudem wspomina młoda kobieta. Po godzinnej reanimacji, jak przez mgłę dotarły do niej słowa położnej do lekarza. 

reklama

 - Daj spokój, dziecko nie żyje.  Nie chciała w nie uwierzyć.  

Kto i dlaczego zwlekał?  

Nikt do niej nie podszedł, by wyjaśnić co dokładnie się stało. Musiała się dopytwać. 

- Położna, która odbierała poród powiedziała do z wyrzutem: "no jak to... dziecko urodziło się w stanie krytycznym - wspomina. Od lekarza usłyszała tylko "nie wiem co się stało". Tak ją zostawił. 

- Mój skarb ważył ponad 4200 g. Wiem, że istnieje granica błędu ale czy to normalne, żeby pomylić się aż o ponad 800 g ? Szczególnie, że poród dzieciątka o takiej wadze siłami natury jest bardzo niebezpieczny. Leżałam na tej pieprzonej sali, ze świadomością, że gdzieś obok, jest mój Tadzik - opowiada.Ale już go nie było.  Teraz ma do siebie żal. 

reklama

- Nie  miałam odwagi zobaczyć, przytulić, choć na to zasługiwał. Mój syn był zdrowy! Nie owinęła mu się pępowina, słyszeliśmy to głośno i wyraźnie, nikt nie potrafił powiedzieć nam co się stało - wyznaje kobieta. W jej ocenie, mogło dość do błędu lekarza prowadzącego, oraz zaniedbań ze strony szpitala. 

Śledztwo

22 października 2024 r, Prokuratura Rejonowa w Kłodzku wszczęła śledztwo w tej sprawie narażenia dziecka Oktawii Tyś na bezpośredni niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, przez osoby sprawujące nad nim opiekę w czasie porodu w Zespole Opieki Zdrowotnej w Kłodzku, poprzez doprowadzenie do błędów medycznych podczas tego porodu a w konsekwencji śmierci dziecka.  

- W postępowaniu została przeprowadzona sekcja zwłok w Zakładzie Medycyny Sadowej we Wrocławiu oraz badania histopatologiczne. Trwa etap przesłuchiwania świadków. Do tej pory zeznania złożyły trzy pielęgniarki-położne. Przed przesłuchaniem lekarzy, konieczna jest zgoda sądu na zwolnienia ich z tajemnicy lekarskiej. Na orzeczenia w tym zakresie czekamy  - informuje Grzegorz Howorski, z-ca prokuratora rejonowego w Kłodzku. Lekarz prowadzący ciążę Pani Oktawii nie został przesłuchany. Redakcja zna jego imię i nazwisko oraz adres niepublicznego zakładu opieki zdrowotnej, w którym nadal przyjmuje pacjentki. 

 

 

 

reklama
Artykuł pochodzi z portalu nowaruda24.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ

Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM

e-mail
hasło

Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

Najczęściej aktualizowany portal w powiecie kłodzkim. Informacje z Gazety Kłodzkiej. Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama