reklama

Kowalcze: Tydzień Biblijny z Turkami i zobowiązania

Opublikowano:
Autor:

Kowalcze: Tydzień Biblijny z Turkami i zobowiązania - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościO papieżu i podziwianiu... muzułmanów.
Reklama lokalna
reklama


- Przez ostatni tydzień, Biblijny przecież, dane mi było spotykać się z muzułmanami, z Turkami. Gośćmi naszej szkoły. Także przy wspólnym stole wielkanocnym. Co można o nich powiedzieć w kategoriach wiary, nie obyczajów czy przyzwyczajeń, bo te różnią nas mocno. Kilka rzeczy na pewno. Najbardziej podstawowa to "różaniec" - tesbih. Najstarszy z  grupy nosił go stale. Szacun. Pełny. - napisał Mieczysław Kowalcze

W niedzielę, 14 kwietnia, rozpoczynaliśmy Tydzień Biblijny. Można było usłyszeć sporo ciekawych kazań, konferencji, przypomnień. Na przykład takie z biografii Romana Brandstaettera: jego dziadek przed czytaniem Biblii starannie mył ręce, krótko się modlił i dopiero wtedy zaczynał lekturę. W tym samym dniu papież Franciszek kolejny raz wypowiedział się w swoim stylu. Czyli przypomniał dobitnie: "Dobrze to wszyscy zapamiętajmy: nie można głosić Ewangelii Jezusa bez konkretnego świadectwa życia. Ten, kto nas słucha i na nas patrzy, powinien móc odczytać w naszych działaniach, to co słyszy z naszych ust i składać dzięki Bogu! Niekonsekwencja wiernych i pasterzy, między tym, co mówią a tym, co czynią, między słowami a sposobem życia podważa wiarygodność Kościoła". Dobrze to wiemy. Czy próbujemy stosować? Traktujemy jako zewnętrzne zobowiązania? No to już bywa różnie. I nie chodzi tylko o chętnie, także tutaj, przytaczane przykłady niepotrzebnej zamożności, zwykłego lenistwa czy nawet niestosowności w zachowaniach księży. Bardziej chodzi o codzienna praktykę. Naszą. Bo zaraz później w homilii papieskiej usłyszeliśmy uzupełnienie, co tak naprawdę najbardziej zniechęca do praktycznego chrystianizmu innych, niewierzących, a naszych obserwatorów: "Kiedy nie ma tego spotkania z Chrystusem, a w naszym życiu królują bożki ambicji, smaku sukcesu, stawianie siebie samego w centrum, skłonność do dominowania nad innymi, roszczenie, by być wyłącznymi panami naszego życia, jakiś grzech, do którego jesteśmy przywiązani i wiele innych…". Twarda mowa. Praktykowanie jeszcze trudniejsze.

Trochę więc spuśćmy z tonu, a w to miejsce poobserwujmy dobre dzieła. Świadectwa konkretnych działań. Najpierw z naszego otoczenia. Cały czas trwa akcja pomagania Zakładowi w Piszkowicach. Są i konkrety właśnie. Teraz będzie można wyremontować łazienkę, za chwilę dziecięce łóżeczka dostaną nowe, niezmieniane od Gierka, kapy. Dzisiaj przez popołudnie potrwa zbiórka do puszek w Polanicy. Trochę dzieje się też w sferze prawnej i medialnej. Jaki przyniosą skutek? Na pewno o tym napiszę. Dobre, choć wydawałoby się małe rzeczy, dzieją w wielu miejscach. Ludzie podejmują przydatne działania, które prosto mówią o ich motywacjach. Przykład podobny do szycia kap dla Piszkowic - w Katowicach trwa akcja "Uszyj Jasia", która polega na tym, że grupa osób szyje poszewki dla szpitali dziecięcych oraz rodzinnych domów dziecka, a ma swoją realizację także w Legnicy i Strzelinie. Czy inicjatorzy tu i tam dadzą nam przez to wzór? Myślę, że mogą.

Przez ostatni tydzień, Biblijny przecież, dane mi było spotykać się z muzułmanami, z Turkami. Gośćmi naszej szkoły. Także przy wspólnym stole wielkanocnym, który był elementem projektu. Co można o nich powiedzieć w kategoriach wiary, nie obyczajów czy przyzwyczajeń, bo te różnią nas mocno. Kilka rzeczy na pewno. Najbardziej podstawowa to "różaniec" - tesbih. Najstarszy z  grupy nosił go stale. Szacun. Pełny. Po co go noszą? Dla uwielbiania Boga, bo to przede wszystkim narzędzie służące do wysławiania Stwórcy, narzędzie, które ma uświadamiać człowiekowi Bożą obecność w świecie i przypominać o Jego prawie. Suma paciorków, czyli 99 to liczba „najpiękniejszych imion Boga”. Umielibyśmy tak? Dawać takie codzienne świadectwo? Na razie wątpię. Choć przykłady porządnych, wspólnych działań trochę ten sceptycyzm zmniejszają. Zakończę anegdotą z pogranicza przepisów wiary i marketingu. Bracia muzułmanie usilnie na nas naciskali, żebyśmy dokładnie sprawdzili, czy aby na pewno w składzie dobrych, polskich czekolad nie ma tłuszczu zwierzęcego. Świńskiego. Bo go nie spożywają. Usłyszeli, pewnie od konkurencji naszych fabryk słodyczy, że w Polsce tak się robi, czyli dodaje takiego składnika. Sprawdziliśmy szczegółowo. Wyszło wyraźnie, że nie jest to prawdą, więc ze spokojem kupili sporo dobrych czekolad. Smacznego.


Mieczysław Kowalcze*

*O autorze

Polonista, historyk, dziennikarz, pedagog w pracy i życiu. Od wielu lat związany z Zespołem Szkół Społecznych oraz Kłodzkim Towarzystwem Oświatowym. Autor i współtwórca wydawnictw i publikacji. Działacz Klubu Otwartej Kultury. Niemożliwe jest go nie znać, taki z niego społecznik. Lubiany i szanowany przez wszystkich. Ale skromny, więc na tyle o nim wystarczy.

reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama