Wjeżdżając do Morzyszowa przez most nad Nysą Kłodzką można zobaczyć, że nie ma na mim barierek. Zamiast nich stoją plastikowe tymczasowe zabezpieczenia, ale przecież od powodzi minęło już ponad 8 miesięcy. Kawałek dalej olbrzymia sterta popowodziowych konarów - wciąż nie wywieziona.
- Kolejne dwie stery popowodziowych śmieci leżą na moim polu. Firma, która ma je wywieźć nie odbiera telefonów – mówi rozgoryczony Krzysztof Doliński, sołtys Morzyszowa. On przeżył już trzecią powódź. - We wrześniu ubiegłego roku poziom wody podczas powodzi był w moim gospodarstwie taki sam jak w 1997 roku – dodaje.
Pan Krzysztof osuszył już swój budynek mieszkalny. Teraz czeka na firmę, która zrobi remont. Z tym jest jednak problem, bo firmy budowane mają tyle zleceń, że nie wyrabiają się.
- A sam remontować nie mogę, bo potem nie rozliczą mi pieniędzy – mówi sołtys. - Na wszystko trzeba mieć faktury i rachunki – dodaje. Jego zdaniem Morzyszów, z racji swojego położenie, jest wioską zapomnianą, do której popowodziowa pomoc wciąż jeszcze nie dotarła. Czy to się zmieni?
Czytaj także:
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.