Furiaci pod komendą

Wieczór, godz. 20.00. Nagle z piskiem opon na parking przy komendzie powiatowej policji wjeżdża samochód. Rozwala przy tym szlaban. Młody mężczyzna wyskakuje z auta, odkręca korek od baku wkłada do niego zwinięte papiery i... próbuje podpalić. Gdyby zbiornik z paliwem eksplodował, mogłoby dojść do tragedii. Na szczęście nie doszło. - Interweniowało dwóch policjantów, którzy odciągnęli 27-latka i wezwali straż pożarną – mówi Wioletta Martuszewska, rzecznik prasowy kłodzkiej policji. - Zatrzymany mężczyzna nie był pijany. Pobrano mu krew do badania na zawartość środków odurzających. Wyników jeszcze nie ma. Sprawa jest w toku – dodaje oficer prasowa. 27-latek usłyszał dwa zarzuty: zniszczenia minia (rozwalony szlaban policja wyceniła na ponad 5,8 tys. zł) i narażenie człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia (podlega karze do lat 3 więzienia). Te mrożąc krew w żyłach wydarzenia rozegrały się 12 lutego. Co powodowało młodym mieszkańcem powiatu kłodzkiego, że chciał wysadzić auto tuż pod komendą policji? Zawód miłosny, inne problemy życiowe, chęć zwrócenia na siebie uwagi, a może głupota połączona z narkotykami lub dopalaczami? Na razie nie wiadomo. Jakby tego było mało, trzy dni później, w sobotę 15 lutego, przed godziną 10.00 inny negatywnie nabuzowany osobnik rozpylił w sklepie oddalonym o kilkadziesiąt metrów od komendy policji gaz pieprzowy. Straż pożarna musiała ewakuować klientów i pracowników marketu. Tego frustrata na razie nie udało się zatrzymać.