reklama

997 - to nie policja

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

997 - to nie policja - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

WiadomościKolejna centralizacja. Numery alarmowe we Wrocławiu.
Reklama lokalna
reklama

Od 6 grudnia, dzwoniąc na nr 997 połączymy się nie z policją, ale z Centrum Powiadamiania Ratunkowego we Wrocławiu. Służby zapewniają, że będzie lepiej, ale dopiero życie zweryfi kuje te zapewnienia. Jedno jest pewne. Jeśli niedaleko posterunku w Kłodzku dojdzie do rozróby i ktoś zadzwoni na 997, to o wysłaniu patrolu zadecyduje dyspozytor z Wrocławia. Zgłoszenia obsługiwane w CPR zostaną przyjęte przez operatora numerów alarmowych, wprowadzone do systemu teleinformatycznego i przekazane do dyżurnego policji, a w przypadku takiej konieczności – również do innych służb – w zależności od charakteru zdarzenia lub zagrożenia. Służby twierdzą, że przejęcie obsługi numeru 997 przez CPR spowoduje skrócenie czasu oczekiwania na połączenie z numerem alarmowym do kilkunastu sekund. Obsługa numeru 997 w CPR umożliwi, w razie potrzeby, automatyczne przekierowanie połączenia do innego CPR, np. w przypadku zajętości wszystkich operatorów. Tam zgłoszenie zostanie przyjęte niezwłocznie i przekazane do właściwej miejscowo jednostki policji, a to wpłynie na szybkość podjęcia interwencji przez służby. Tyle teoria. W praktyce bywa z tym różnie. Kłodzczanie przekonali się o tym rok temu, kiedy dyspozytornię pogotowia ratunkowego przeniesiono do Wrocławia. 1,5 godziny na betonie 23 listopada 2017 roku ok. godz. 14.30 na ul. Łukasińskiego w Kłodzku pan w średnim wieku upadł przed wejściem do sklepu. Ktoś zawiadomił straż miejską. Przyjechali prawie natychmiast. Pewnie nie wyglądało to dobrze, bo wezwali pogotowie. Ułożyli go na boku w pozycji ratunkowej i czekali na przyjazd karetki. Mijały minuty, kwadranse, godzina. O godz. 15.20 zaniepokojona tym, że wciąż miga alarmowe niebieskie światło, zapytałam, co się dzieje. Facet leży na betonie, jest mu zimno. Strażnik zdjął kurtkę i przykrył go. Strażnicy wkurzeni maksymalnie poskarżyli się, że 112 odmawia przyjazdu, proponując by strażnicy sami sobie ze sprawa poradzili. Zadzwoniłam z interwencją. - Co mi pani będzie mówić, co mam robić, gdzie mam karetkę wysyłać. To straż miejska ma problem nie my – usłyszałam w słuchawce. - Ale proszę, trzeba temu człowiekowi pomóc, leży nieprzytomny od godziny, na zimnym betonie, siny, posikał się... - tłumaczyłam. - To niech go sobie załadują do samochodu i ogrzeją – poradzono mi. Zadzwoniłam na 997. Pan policjant wysłuchał cierpliwie i zapytał z troską: a po co pani do nas dzwoni? Zadzwoń pani na pogotowie. A może do straży pożarnej - słodko zasugerował policjant. Przyjechał burmistrz. On też dzwonił bezskutecznie o pomoc. Zawiadomiłam starostę. Też dzwonił po pomoc. Wreszcie po 1,5 godziny przyjechała karetka.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama