reklama
reklama

Zapiski zjaw

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Zapiski zjaw  - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaŚw. Ambroży, Marks i Zombie
reklama



Św. Ambroży, Marks i Zombie


Kilka tygodni temu przeczytałem jak zawsze z uwagą i dużą przyjemnością felieton Mieczysława Kowalcze – „Nasze strony, wspólne tematy”, w którym autor przypomina postać św. Ambrożego w kontekście między innymi katofobii i świeckiej inkwizycji.

Cechą charakterystyczną wielu Twoich felietonów Mieczysławie jest wielka wiara w siłę sprawczą powtarzanych niestrudzenie mitów biblijnych i legend o rozmaitych świętych. Potrafisz bardzo sugestywnie nakreślić pozytywny obraz dowolnego świętego jedynie w oparciu o legendę katolicką, omijając przy tym, jak wytrawny żeglarz podwodne rafy, niewygodne, ale prawdziwe fakty z życia świętych i historii Kościoła. Niestety, kryminalnej historii Kościoła. Czasami odnoszę wrażenie, iż wspierasz się na hagiografiach świętych jak, wybacz mi proszę porównanie, kaleka na kulach. Twoja historia św. Ambrożego, w której rekomendujesz go, jako szlachetnego i dobrego człowieka. Biskupa, który pomagał ubogim i brał w obronę ludzi krzywdzonych niesprawiedliwym prawem Rzymu jest najlepszym tezy tej dowodem.

reklama

Chciałbym, zatem Mieczysławie podjąć polemikę z Twoją filozofią postrzegania świata, którego centrum stanowi, tak sądzę, religia i wiara. Religia, jako oś, tak ja to widzę, wokół której kręci się iluzja, przybierająca często, zbyt często, formę zbiorowego urojenia, które to urojenie myślą racjonalną, szczerze to przyznaję, niezwykle trudno jest przygwoździć. Religia to fenomen. Jeśli pojedynczy człowiek uroi sobie, że jest Napoleonem, to będzie samotnym wariatem, ponieważ nikt, kto pozostaje przy zdrowych zmysłach nie podzieli jego opinii. Natomiast, jeśli wielu ludzi ulega zbiorowemu urojeniu wiary w Jezusa Chrystusa i Jego Zmartwychwstanie, to kasta nadętych pyszałków w sutannach przy pomocy różnych socjotechnicznych sztuczek i historycznych półprawd, robi, co tylko może, aby lud swój boży utwierdzić w przekonaniu, iż chrześcijańska mitologia, to prawda najprawdziwsza z prawd, bo objawiona.

reklama

I choć nauka dawno już obaliła ludowe zabobony o rogatych diabłach czyhających podstępnie na niewinne chrześcijańskie dusze oraz mity o powstaniu życia na ziemi szerzone przez religię a Księgę Rodzaju, zdecydowana większość historyków i niezależnych badaczy Biblii, uznaje jedynie za ludową opowieść zredagowaną z kilku nieznanych i w dodatku sprzecznych z sobą źródeł, to religia i wiara, mimo wszystko, nieustannie podkopuje odkrycia i osiągnięcia nauki a chrześcijanie, muzułmanie czy też wyznawcy judaizmu ignorują rozum i wierzą w stwórcę, na którego istnienie nie mają żadnych dowodów.

Pomimo, iż jak na dłoni widać, że Judeo-chrześcijańskie zasady religijne są okrutne i brutalne a sedno teologii Nowego Testamentu, wymyślonej po śmierci Jesusa, stanowi przerażająca sadomasochistyczna doktryna św. Pawła na temat pokuty za grzech pierworodny, ludzie wiarą odurzeni niestrudzenie wierzą, że Bóg wcielając się w człowieka i znosząc okropne tortury, chciał im wybaczyć zarówno przeszłe jak i przyszłe grzechy. I nie ma dla nich żadnego znaczenia fakt, iż szaleńczą teorię Pawła podważa prahistoria dowodząc, iż sprawca pierwszego grzechu Adam - nigdy nie istniał. Tak, więc historia Adama i Ewy, od której wszystko podobno się zaczęło jest symboliczna. Rodzi się, zatem pytanie czy nie jest, aby szaleństwem zgoda Jezusa na tortury i upokarzającą śmierć na krzyżu tylko po to, aby odkupić symboliczny grzech popełniony przez nieistniejącego człowieka. Jestem pewien, że każdy, kto nie został wychowany kulturze wiary dla wiary, podzieli moją opinię, iż zgoda na taki scenariusz odkupienia byłaby czystym szaleństwem.

reklama

Ala nie to w tym całym świętym zawirowaniu jest najgorsze. Niepokoi mnie, że do osiągania określonych, zarówno indywidualnych jak i zbiorowych, zachowań religijnych a co za tym idzie także społecznych i politycznych ludzie Kościoła nie wzdrygają się ani przez jedną nawet chwilę, aby w walce o swoje racje używać, jako oręża historycznej konfabulacji i najzwyczajniejszej pospolitej blagi. Dla udowodnienia powyższej tezy posłużę się przykładem św. Ambrożego, bohatera Twojego felietonu Mieczysławie.

Piszesz, że ów święty uczy nas, żyjących tu i teraz, bezkompromisowej i mądrej odwagi w relacjach z naszymi bliźnimi. Przedstawiasz go, jako człowieka sprawiedliwego i dobro powszechnie czyniącego. Sugerujesz swoim czytelnikom, iż święty ten będąc historyczną a nie mityczną postacią jest godny do naśladowania przez współczesnych. Moim skromnym zdaniem jest, to bardzo ryzykowna propozycja.

reklama

Mieczysławie, jestem głęboko przekonany, że znasz równie dobrze jak ja a może nawet i lepiej prawdziwą historię naszego świętego. Nie przedstawiasz prawdy tej czytelnikom, ponieważ doskonale wiesz, podobnie z resztą jak ja, że jednym z celów krzewienia wiary jest zniechęcanie wiernych do samodzielnego myślenia. Mają nie myśleć, nie wątpić i nie badać. Ponieważ Twoja opowieść o św. Ambrożym mija się i to dość drastycznie z przekazem historycznym i sprawia wrażenie jakbyś pomylił Czerwonego Kapturka z Wilkiem, pozwolę sobie w wielkim skrócie personę ową przedstawić w innym nieco świetle.

Ambroży urodził się w Trewirze, w 333 lub 339 roku, jako syn prefekta Galii. Po śmierci ojca, wzrastał z dwojgiem rodzeństwa pośród arystokracji rzymskiej. Mając prawnicze i retorskie wykształcenie został około 370 roku namiestnikiem rzymskiej prowincji Ligurii z siedzibą w Mediolanie.

Po śmierci arianina Maksencjusza w 374 roku, biskupa Mediolanu, w drugim, co do wielkości po Rzymie mieście Zachodu, powstało spore zamieszanie związane z elekcją nowego biskupa. Podczas burzliwych obrad nad wyborem religijnego suwerena rozległ się nagle dziecięcy głos, tak to zazwyczaj w przypadku przyszłych świętych bywa, który trzykrotnie zawołał – „Ambroży biskupem”. Ambroży wówczas jeszcze nie święty, ale już prawy, skromny i sprawiedliwy, nie będąc ochrzczonym i urząd namiestnika prowincji rzymskiej gorliwie jeszcze pełniącym, propozycję przyjęcia biskupiego tronu odrzucił. Jednakże te jego rozterki etyczno moralne nie trwały zbyt długo, bo już 7 grudnia 374 został, zaledwie osiem dni po przyjęciu chrztu i co ciekawe bez znajomości łaciny, którą posługiwali się chrześcijanie, wybrany na biskupa.

Być może, dlatego, iż posiadał nie mały talent polityczny. Bardzo szybko okazał się być biskupem, który nie tylko dominował w kościele, lecz jako główny sufler trzech cesarzy (Gracjan, Walentynian II, Teodozjusz), także w państwie. To on podsycał w nich antykacerskie, antypogańskie i antysemickie nastroje. Nakłaniał ich do takiej polityki nawet pod groźbą ekskomuniki, czego przykładem jest choćby ustawa z 3 VIII 379 roku.

Był osobą ogarnięta nienawiścią do innych kultur i religii. Dosłownie kipiał nietolerancją i rządzą zniszczenia wszystkiego, co inne, a czego tak naprawdę nie rozumiał. Święty Ambroży znany jest z tego, że z wielką nienawiścią odnosił się do Żydów, między innymi za jego czasów odbywały się pierwsze podpalenia synagog za aprobatą i na rozkaz biskupów chrześcijańskich. Nawoływał do eksterminacji Gotów. Zgadzał się z cesarzem Teodozjuszem, że w imię chrześcijaństwa krew należy przelewać jak wodę. Zwalczał pogaństwo i arian na Zachodzie, oraz znany jest z jeszcze jednego donośnego faktu: mianowicie popierając i biorąc udział w prowadzeniu nagonki na Pryscylian zaaprobował pierwsze egzekucje wykonywane przez chrześcijan na chrześcijanach.

Oczywiście, można znaleźć wypowiedzi teologów (np. katolickiego Johannesa Niederhubera, bądź też teologa protestanckiego Kurta Alanda), które gloryfikują poczynania św. Ambrożego. Jednakże opinie takie świadczą jedynie o tym, że religia prowadzi do wypaczonego nie elastycznego pojmowania moralności. Natomiast wiara przypomina wirusa, który atakuje ludzi, zwłaszcza młodych i jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Rodzi się, zatem kolejne pytanie - czy mitologia powinna być traktowana jak prawda?

Wiem, że skojarzenia to przekleństwo, ale czytającą Mieczysławie Twój felieton - „Nasze strony, wspólne tematy”, tą mini hagiografię pisaną w celu, jak sądzę, parenetycznym – „Nic tylko brać przykład”, św. Ambroży skojarzył mi się nieodparcie zombie i zupełnie nieoczekiwanie z Karolem Marksem. Z zombie, ale tym z kręgu kultury voodoo, dlatego, że jako neofita był istotą silnie zniewoloną kulturą wiary i bezmyślnie podporządkowaną Judeo-chrześcijańskiej doktrynie religijnej.

Natomiast z Karolem Marksem skojarzył mi się z dwóch powodów. Pierwszy to taki, iż obaj urodzili się w Trewirze. Powodem drugim jest niepodważalny fakt, iż obaj swoją działalnością odcisnęli piętno tak na swoich współczesnych jak i potomnych. Z tą tylko różnicą, że św. Ambroży popierając niewolnictwo służył feudałom bezwzględnie podporządkowanym interesom Kościoła. Marks natomiast twierdził, iż religia na usługach Kościoła to – „opium dla ludu”. Dlatego też krytyka przeprowadzona przez Marksa może, także i dzisiaj, uwrażliwiać nas na rozmaite nieprawidłowości związane z kapitalistycznymi stosunkami produkcji i niechlubną rolą, jaką w nich odgrywał i w dalszym ciągu odgrywa Kościół oraz mobilizować do ich niwelowania, mając na uwadze dobro każdego człowieka.


W niezmiennie najpiękniejszej myśli o niezależnej i swobodnej myśli.

Mirosław Rudziński- Gappa.






reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama