2 listopad 2019 i 30 marca 2020 roku to dla Ciebie daty przełomowe - Najpierw zatwierdzona do publikacji, a później wydana została Twoja książka "Echo". Zebrała bardzo dobre recenzje na poziomie 7.9/10, jednak co ważniejsze - brakuje wśród nich skrajnie negatywnych opinii. To zresztą cecha charakterystyczna dla Twoich kolejnych dzieł. Uważasz to za jeden ze swoich sukcesów?
Troszeczkę tak, chociaż dziwię się, że nie ma żadnej krytyki. Mam nadzieję, że nie wynika to z tego, że tylko przychylne mi osoby przeczytały Echo. Gdzieś oczywiście pojawi się komentarz, że być może akcja jest zbyt powolna, albo problemy głównej bohaterki są zbyt przytłaczające, ale ostatecznie taki recenzent dodaje na końcu „polecam”. Jest to więc krytyka, ale konstruktywna, którą biorę sobie do serca.
Echo nie było jednak Twoją pierwszą książką. Opowiedz o historii Quaramonte, które ujrzało światło dzienne jako "Tajemnica Wyspy" we wrześniu 2021 roku. To zresztą jedyne dzieło Fantasy/Science-Fiction w Twoim dorobku.
Jak śmieje się mój mąż, to jest książka o romantycznych piratach, ponieważ wzięłam tych piratów i stworzyłam ich na nowo: Nadałam im nową kulturę, dałam im wyspę i stworzyłam im inną historię. Tajemnica Wyspy ujrzała światło dzienne tak późno, ponieważ nikt nie chciał jej wcześniej wydać i dlatego póki co pojawił się tylko 1 z 3 napisanych tomów. Na razie nie próbuję wydać pozostałych dwóch. Poczekam, aż skończą się prawa i będę starała się wydać ją w innym wydawnictwie. Jest to inna historia niż te, z których znają mnie czytelnicy i może dlatego był taki opór przed wydaniem tej powieści.
Podczas spotkania powiedziałaś, że pierwsze opowiadania zaczęłaś tworzyć już w gimnazjum. Czy publikowałaś gdzieś swoje treści w internecie? Na swoim fanpage’u na facebooku publikowałaś króciutkie fragmenty Quaramonte, ale czy gdzieś w internecie były dostępny pełne rozdziały?
Te krótkie fragmenty Quaramonte to moje jedyne publikacje w internecie. Co do mojej historii związanej z pisaniem – po gimnazjum było liceum, w którym miałam krótką przerwę. Na dobre do pisania wróciłam dopiero po ślubie i udało mi się wydać pierwszą książkę. Echo to zresztą zasługa mojego męża Grzegorza, bo gdyby nie wiercił mi śruby w brzuchu, abym napisała powieść romantyczną na konkurs wydawnictwa Inanna w 2019 roku, być może nie zadebiutowała bym tak szybko, a może i w ogóle. Myślę, że ta przerwa była też potrzebna, bo pomogła mi na to spojrzeć z dystansem.
Co sądzisz o książkach z Wattpada? Czytałaś jakiś tytuł wywodzący się z tej platformy?
Nie, natomiast uważam, że droga do spełnienia marzeń dla każdego jest inna. Ja nie neguje, czy to jest książka, którą ktoś opublikował na Wattpadzie, czy to jest książka wydana własnym sumptem (na własny koszt), co staje się coraz bardziej popularne. Ja tylko proszę, aby autor dołożył wszelkich starań, by do jego książki wykonana została dobra redakcja i żeby jej treść przeszła pod okiem rzetelnego eksperta. Jak mówiłam – droga każdego autora jest inna. Ja trzymam kciuki za wszystkich. Mam koleżankę, która równocześnie ze mną publikowała na swoim blogu i wydała te książki. Myślę, że każdy powinien znaleźć swoją drogę i nią podążać.
Intensywność Twojej pracy jest doprawdy imponująca. Na przestrzeni ostatnich 4.5 roku, a konkretnie 53 miesięcy, wydałaś 21 pozycji, do których zaliczają się dwa tomy opowiadań stworzone wspólnie z innymi pisarzami. Co najbardziej wpływa na Twój zapał do pisania?
Na pewno presja czasu ze strony wydawnictwa, bo według naszej umowy mam 3 miesiące na stworzenie nowej powieści. To jest przede wszystkim prawdziwa pasja – pomijając przykrą sytuację z dziadkiem, o której mówiłam na spotkaniu, nie muszę się do tego zmuszać. Raz idzie szybciej, raz idzie wolniej, ale siadam codziennie i piszę.
Co Cię inspiruje?
Wszystko! Ludzie, rozmowy, zdjęcie, budynek, krajobraz. Nie potrafię dokładnie powiedzieć co takiego jest w tym inspirującego, ale czasami coś usłyszę i pojawia się pomysł – albo na tytuł, pod którym później powstaje historia, albo jest to idea na całą historię, która zaczyna się gdzieś rodzić.
W czerwcu światło dzienne ujrzał drugi tom Herbaciarni pod Jaśminem i jak mówiłaś, jest to historia zakończona. Wspomniałaś jednak w trakcie spotkania, że już raz czytelnicy przekonali Cię, by wydłużyć jedną z serii o dodatkowy tom, była to seria “Pensjonat na wzgórzu” i dopisałaś do niej “Bieszczadzką kolędę”. Czy i tym razem będzie podobnie?
Herbaciarnia pod Jaśminem od początku miała być dylogią, ale odbiorcy piszą, że żałują, że to jest koniec. Ja lubię wykonywać ukłony w stronę czytelników, więc możliwe, że trzeci tom powstanie.
A jak wspominasz Dziewięć Świątecznych Piosenek i Wakacyjną Miłość – tomiki opowiadań tworzone wspólnie z innymi autorami? Kontaktowaliście się ze sobą, by stworzyć z tego jedną, wspólną historię?
To są oddzielne historie napisane przez różnych twórców. Zazwyczaj jest narzucony główny temat, jak np. wakacyjna miłość, albo, jak w przypadku drugiej antologii - dziewięć świątecznych piosenek, gdzie każdy z nas wybrał jedną piosenkę. W tym przypadku musieliśmy się skonsultować, aby żadna z nich się nie powieliła, jednak nikt nie wnikał w to jak ta historia zostanie przedstawiona. To nie jest łatwe, szczególnie dla mnie, bo jestem twórczynią wielotomową, a te opowiadania są dość krótkie. Była to fajna przygoda i cieszę się, że się udało.
Jak wygląda planowanie powieści w Twoim przypadku?
Nigdy nie planuję całej powieści. Nigdy nie wiem jak się skończy! W przypadku np. Latarnika zakończenie było istotne, a ja do końca nie wiedziałam jak to się skończy. W książce “Dziewczyna ze słonecznikiem” zostawiłam otwarte zakończenie, bo nie byłam w stanie się zdecydować. Ja słucham swoich bohaterów, a jako że główna bohaterka również nie była w stanie się zdecydować, to zostawiłam otwarty koniec. To zapewne dziwnie brzmi, że się temu poddaje, ale tak jest chyba najlepiej, bo dzięki temu płynę wraz z historią – odkrywam ją razem z bohaterami i to jest bardzo przyjemne. W każdej powieści jest oczywiście główny wątek. Inspiracją dla Latarnika był Don Ritchie (Australijczyk, który uratował co najmniej 160 osób próbujących popełnić samobójstwo, był nazywany aniołem klifu). Nie przełożyłam go oczywiście jeden do jeden – jak mówiłam, był inspiracją i wiedziałam, że coś podobnego się wydarzy w tej książce, tylko nie wiedziałam w jakiej formie.
Która historia sprawiła Ci największą radość z pisania? Czy można to skategoryzować?
Seria Szept Anioła (śmiech). Cała ta trylogia po prostu „płynęła” i myślę, że spokojnie mogę to skategoryzować. Dla odmiany Sekrety rodziny Winnickich pisało mi się bardzo ciężko ze względu na początek, ponieważ pierwotnie chciałam, aby głównym bohaterem powieści była kobieta. Dopiero po zmianie na mężczyznę historia zaczęła się tworzyć. Prób rozpoczęcia historii było mnóstwo, przez co ta książka mnie bardzo zmęczyła. Okazała się również męcząca dla mojej mamy, która po licznych zmianach poprosiła, bym dodała drzewo genealogiczne, bo zaczęła się gubić wśród bohaterów.
Czego możemy spodziewać się w kolejnych miesiącach?
Jeszcze w listopadzie ukażę się kolejna książka, a aktualnie tworzę historię, która pojawi się w styczniu. Mam już pomysł na kolejne dwie powieści, ale tak jak mówię – póki co jest to tylko pomysł, zobaczymy co z niego wyjdzie.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.